Jan "Myslnik" Herman

Zmitygować się - nie grzech

2010-10-25 12:45

 

Nie to, żebym miał pretensję, ale moja notka „Samorządowa reasumpcja decyzji” (tutaj) okazała się zupełnie nieatrakcyjna. A jest to jedna z moich ważniejszych myśli w sprawie samorządności, obywatelskości, itd., itp.

 

Postuluję – wyjaśniam – aby obywatele, których niekorzystnie dotyczy jakaś decyzja administracji, mieli realną, prostą, nie wymagającą zamaszystych przedsięwzięć i prawniczych talentów możliwość interwencji, szybkiej i sprawnej, opartej na formule „władza dla obywatela”, dodajmy: „nawet wtedy, kiedy obywatel jest głupszy”.

 

Mało kto ma dziś w Polsce wątpliwości, że przeciętny urząd-urzędnik podejmuje decyzje dotyczące mieszkańców bez konsultacji z nimi: nawet wtedy, kiedy konsultacje są proceduralnie wymagane, omija się je jakimiś sztuczkami, a nawet (np. ekologia) szemranymi moderacjami. I nawet, jeśli w jakiś sposób dociera do decydenta sygnał (poważny), że popełnił błąd, nie uruchamia on społecznej, wspólnotowej empatii, tylko raczej butę, pogardę, pychę i arogancję: co oni będą mi tu marudzić, ja wiem lepiej!

 

Dopiero sygnał „z góry” albo wyrok sądowy może zmusić przeciętny urząd-urzędnika do zastanowienia się, co narobił, ale nadal będzie starał się raczej tuszować, rozmydlać, stawiać na swoim, niż zawrócić ze złej drogi. Urząd-urzędnik bowiem ma w sobie „buławę nieomylności”, którą posługuje się zawsze, kiedy ktoś, kto mu „nie dorównuje”, zaczyna mu dyktować i podpowiadać.

 

Można mnie zakrzykiwać, że to są wyjątki. Można uruchamiać argumentację „demokratycznego mandatu” urzędnika. Najlepiej jednak będzie wdrożyć ową instytucję samorządowej reasumpcji decyzji. To przecież nic innego, jak wspólnotowe, „oddolne” danie szansy urzędowi-urzędnikowi, aby się zmitygował.

 

„Zmitygować się” ma synonimy: dojść do siebie, ochłonąć, opamiętać się, opanować się, oprzytomnieć, uspokoić się, (czyli: uświadomić sobie niewłaściwość postępowania), ma też jakże pouczające antonimy: wściec się, być wyprowadzonym z równowagi (czyli: np. reagować emocjonalnie na celny zarzut).

 

Jakiż jest lepszy argument do zmitygowania się niż sygnał dla pysznego i dumnego, aroganckiego (a może nieuczciwego) urzędnika, że jutro może przestać nim (urzędnikiem) być?

 

Samorządowa reasumpcja decyzji – łatwiejsza dla szarego wyborcy niż referendum albo odwołania instancyjne, skargi czy lobbing – to narzędzie w ręku wyborcy, działające przez całą kadencję, a nie tylko w dniu głosowania czy wyboru. „Normalnie” jest tak, że po wybraniu kogoś na jakąś funkcję – jesteśmy niemal skazani na jego urzędowanie, co owocuje subtelnym lub twardym poczuciem władzy, nieomylności, wyższości, jakie ogarnia wybranego. A powinno być tak, że wybrany – zresztą zgodnie z obietnicami wyborczymi – powinien poczuć się służebnie wobec wyborców i zacząć realizować zadania, które sam przed sobą w kampanii wyborczej stawiał, ubiegając się o poparcie.

 

Propozycja jest prosta, jak cała ordynacja sołtysowska (tutaj): jeśli urzędnik (radny) szkodzi swojej rodzimej społeczności i ma za nic jej oczekiwania, choć od niej dostał mandat – to może być przez tę społeczność odwołany, wymieniony, w trybie „natychmiastowym”, aby nie miał szans przez całą kadencję załatwiać spraw wedle własnego doboru i uznania, a przed końcem kadencji podlizywać się wyborcom jakimś aktem strzelistym.

 

Ten prosty mechanizm – jeśli dobrze go wkomponować w Konstytucję – może dyscyplinować również wszelkie „wyższe” wybieralne i stanowione urzędy, aż po Parlament i Rząd. Czy jest ktoś, kto zaprzeczy dziś, że w Polsce taki mechanizm bardzo by się przydał?

 

 
 

Wyszukiwanie

Kontakty

Pasje-moje

Tematy do dyskusji: Zmitygować się - nie grzech

Nie znaleziono żadnych komentarzy.