Jan "Myslnik" Herman

Wyczerpane Państwo

2011-03-24 05:54

 

Poniżej – króciutka rekapitulacja historii państwowo-gospodarczej dla technicznej (np. europejskiej) ścieżki rozwoju cywilizacyjnego.

 

A potem – coś „własnymi słowami”.

 

W czasach, kiedy dominującą treścią pracy ludzkiej było pozyskanie bierne (proste sięganie po wszystko, czego dostarczała natura) – człowiek grupował się w stada, podobne do tych „przed-ludzkich”, a jedyne, co różniło stado zwierzęce od hordy ludzkiej – to trwalsze mikro-monopole (nano-monopole niczym nie różniły się w obu światach, ludzkim i zwierzęcym).

 

Kiedy człowiek zaczął pozyskiwać intensywnie (wydzierać naturze jej dobra, wartości i możliwości) – sformułował państwowość opartą na niewolnictwie: ludzkość zaczęła dzielić się na tych, którzy mają niewolny obowiązek wydzierać i tych, którym to wszystko razem wzięte znakomicie służy. Po raz pierwszy Historia rozdzieliła tzw. klasy społeczne: ustawionych i ich „mięso”.

 

Następnym etapem stało się zracjonalizowane gospodarzenie tym, co oferuje natura, nazywane rolnictwem. Lepszą nazwą jest angielskie „farming” albo post-łacińskie „agriculture” (czerpanie plonów z uprawy gleb). Właściwą formacją społeczno-ustrojową stał się feudalizm: jedni robią jak się patrzy inni patrzą jak się robi.

 

Człowiek „odwikłał” się od natury, zaczął nad nią rzeczywiście panować (na jej i swoją szkodę) w dobie przemysłowej, czyli wtedy, kiedy dzieła ludzkie „zapominały” swojego naturalnego surowca: stół drewniany czy wiklinowy albo ratanowy jest produktem jeszcze rolniczym, ale już stół z tworzyw sztucznych czy z metalu – nie. Tranzystor czy żarówka nie są po prostu kawałkami krzemu czy wolframu, itd. Społeczno-gospodarczy ustrój właściwy w tym przypadku – to kapitalizm.

 

UWAGA: w tym miejscu historia przeistacza się w futurologię.

 

Kolejnym etapem jest świat usług: produkcja będzie kiedyś tak oczywistym i łatwym technologicznie zajęciem, że wystarczy zgłosić swoją potrzebę zaspokojenia jakiejś potrzeby, a już w zamian otrzymamy jakieś warianty „produkcyjne” jej zaspokojenia. Świat usług rządzony będzie przez świat obywatelsko-oddolno-samorządowy, zwany w niektórych przekazach socjalizmem (to, co do tej pory świat miał okazję obserwować i doświadczać w niektórych obszarach – to był socjalizm domniemany).

 

PODKREŚLMY: są jeszcze inne ścieżki rozwoju cywilizacyjnego: pionierska, wegetarna i duchowa, gdzie procesy cywilizacyjne i socjalno-państwowe przebiegają inaczej, w innym rytmie i w innym tempie.

 

 

*             *             *

Żyjemy w czasach, kiedy Państwo – ustanowione od zarania jako podmiot zarządzający mnożnikowaniem naturalnej żywotności gospodarczej poprzez takie narzędzia nomenklaturowe jak Administracja, Infrastruktura, Walory (finanse, budżety, fundusze) i Polityka – najwyraźniej wyczerpuje swoją efektywność, zdolność do skutecznego zarządzania. Przeistacza się w wyalienowaną, czyli wyobcowaną, przeciwstawioną człowiekowi organizacją monopolizującą wszystko co się da, samoistną, oderwaną od tego co realne, zajętą wyłącznie wyzyskiem, odwołującą się wyłącznie do przymusu i przemocy.

 

Globalizacja ujawnia ten proces z podwójną siłą: wyraźnie już widzimy, że powstał światowy „salon” zajęty sprawami globalnymi, w zupełnej abstrakcji od tego, co na ten temat myślą rodzime ludy globalnych polityków. Ci zaś politycy krajowi-narodowi, którzy nie są globalnymi graczami – ustawiają się w pozycjach klienckich wobec „salonu”, plecami do własnych „elektoratów”.

 

To jest proces, tu żadną „wajchą” nie da się nic regulować „w tę i we-w-tę”, zatem błąd zaniedbania i próżności oraz niekompetencji popełniają te państwa, które na tyle słabo zarządzają Nomenklaturą, że ta zaczyna więcej kosztować niż dawać. Staje się ciężarem gospodarczym i patologią społeczną. Tzw. Władza zaczyna już tylko rządzić i żądać, nie poczuwając się do żadnego obowiązku, za to chętnie sięgająca po prerogatywy przymusu i przemocy. Nawet o charakterze terroru.

 

Możnaby temu zaradzić odwróciwszy się twarzami do rodzimych krajów, ale parcie na globalia jest przeogromne, zatem problemy wewnątrz domen (dominiów) państwowych załatwia się metodami mega-neo-totalitarnymi: desocjalizacją, dehumanizacją i odsysaniem witalności.

 

Desocjalizacja polega z grubsza na dyskretnej przemianie obywatelstwa rzeczywistego (zarządzaj czym potrafisz, resztę deleguj-powierzaj swoim plenipotentom funkcyjnym, których kontrolujesz) na obywatelstwo rejestrowe (informuj-zeznawaj, płać i głosuj). Lud, który dotąd poprzez Historię rósł w świadomość i obrastał w postawy obywatelskie – nagle jest z tej drogi zawracany, głupieje z woli „panów”.

 

Dehumanizacja polega z grubsza na tym, że każdy kto nie jest trybem Państwa i/lub Nomenklatury – traktowany jest jak zwykły „czynnik dochodotwórczy”: jest wyceniany, szacowany, taryfikowany, kupowany, używany, dokapitalizowywany, zastosowywany, porzucany po wyeksploatowaniu. Globalni gracze już nawet nie kryją się z tym: jakże zgrabnie od pojęcia „społeczeństwo obywatelskie”  czy „umowa społeczna” przeszliśmy do pojęcia „kapitał ludzki” albo „kapitał społeczny”!

 

Odsysanie witalności polega z grubsza na tym, że wszystko, czym dysponuje człowiek, wszystko, co potencjalnie zdoła spłodzić – jest chytrze „zaklepywane” przez Państwo (nie umiejące wszak zarządzać mnożnikowaniem Nomenklatury), zatem chudną w oczach osobiste i grupowe szanse samorozwoju, a choćby gromadzenia „na zaś” dóbr, wartości i możliwości. Człowiek wydaje się już tylko składać z obowiązku wobec wciąż bardziej zachłannego Państwa.

 

Powyższe aspekty mega-neo-totalitaryzmu są dziś aż nadto oczywiste dla każdego, kto na chwilę oderwie się od ogłupiających mediów i rozejrzy się wokół siebie, a przynajmniej skonstatuje własne położenie.

 

 

*             *             *

Mega-neo-totalitaryzm tym różni się od „zwykłego” totalitaryzmu, że odwołuje się fałszywie i podstępnie do podmiotowości, do „własnego zdania” i „własnej obywatelskiej woli” ludności pozostającej w dominium konkretnego Państwa.

 

Przeciętny szary człowiek jest wciąż epatowany dwoma formułami publicznymi (w oczywisty zatem sposób medialnymi i „poliszynelowymi”):

 

1.       Są wartości najwyższe, jak Demokracja, Państwo, Postęp, itd., itp., dla których trzeba się poświęcić, w które trzeba wierzyć, dla których nie ma alternatywy: w rzeczywistości są to fasadowe atrapy, potiomkinowskie wioski, za którymi zacierają ręce politycy będący graczami globalnymi lub pragnący nimi być. Rzeczywistość jest bowiem dużo bardziej siermiężna i okastrowana z wartości najwyższych, niż wyobrażają sobie najwięksi nawet krytycy konkretnych przejawów owej Demokracji, Państwa, Postępu, itd., itp.;

2.       Są takie igrzyska, dla których warto poświęcić chleb: zwabieni tym „programem” obserwujemy wielkie, globalne przedsięwzięcia polityczne (powstaje Unia Europejska), gospodarcze (wyzwanie-pytanie: ropa czy energia atomowa), kulturowe (olimpiady, widowiska, akcje międzynarodowe), militarne (ostatnio Libia), a w przerwach dostajemy „fast-food-y” w rodzaju „na dobre i na złe”, „you can dance”, księgarniane manuale „jak być pięknym, zdrowym i bogatym”;

 

Kiedy więc wkurza nas – tu, teraz, w Polsce – krańcowy cynizm polityków złączony w jedno z tumiwisizmem i nic-nie-robieniem, kiedy krzyczymy, że ktoś nas tu przerabia na zwykłą mielonkę, kiedy obserwujemy nieracjonalność Władzy wyposażonej wszak w sztaby eksperckie i „narzędzia pomiarowe”, a popełniającej szkolne błędy, których zwykły uczeń uniknąłby z łatwością – musimy spojrzeć na to inaczej, bo popadniemy w pomylenie.

 

W Polsce ścierają się dwie szkoły myślenia politycznego, dla których nie ma jak dotąd poważnej konkurencji:

 

A.      Szkoła kliencka wobec globalnego „salonu” – reprezentowana przez PO i środowiska urzeczone „modernizacją” opisana przeze mnie powyżej;

B.      Szkoła domowa, stawiająca na powstrzymanie desocjalizacji, dehumanizacji i odsysania witalności – reprezentowana przez PiS i (nieśmiało) wiele innych środowisk;

 

/uwaga: powyższe punkty nie są moją deklaracją polityczną/

 

Po każdej stronie z wielką łatwością można wskazać po 100 prominentnych nazwisk ze świata polityki, gospodarki czy kultury. Ale można też wskazać z łatwością 100 „dużych” nazwisk spoza tych szkół, które jednak nie stanowią zwartej „trzeciej drogi”.

 

Osobiście opowiadam się za tym, aby zrozumieć, iż Ludzkość nie rozwija się „liniowo”, że właśnie zatacza koło, zaś Kapitalizm (ustrój nieodzowny w epoce przemysłowej) jest formułą w stylu „z impetem wstecz”, a nie postępową: im bardziej rozwijamy formułę kapitalistyczną, tym więcej zapadamy się w patologie, właściwe dla kapitalizmu, a nie tylko będące „wypaczeniami i odchyleniami”. Nie oznacza to, że musi – jakby chciał Marks – chyżo nadejść socjalizm i pozamiatać to wszystko, ale na pewno lepszą drogą jest samorządność, spółdzielczość, bezpośrednia kontrola społeczna, wspólnotowość, obywatelstwo rzeczywiste, demokracja powiernicza a nie „odgórna”.

 

I wtedy nawet Globalizacja nikomu nie zaszkodzi. Niech trwa.

 

 

Wyszukiwanie

Kontakty

Pasje-moje

Tematy do dyskusji: Wyczerpane Państwo

Nie znaleziono żadnych komentarzy.