Jan "Myslnik" Herman

Urabialnia

2011-09-20 06:22

 

No, muszę na temat aktualny, „na topie” będący. Czyli o majstersztyku nt. ochrony informacji o strategicznym znaczeniu państwowym. Ochrony tej informacji przed publicznością.

 

Za młodości mojej znany był powszechnie skecz Edwarda Dziewońskiego i Wiesława Michnikowskiego (kabaret DUDEK), pt. „czy Kuba” (lub podobnie, krąży po YouTube). Naśmiewał się ów skecz – pośród zabawnych nieporozumień – ze starozakonnej przenikliwości i chytrości: skoro kupuję tartak, to chcę też las, żeby mi nikt cen nie dyktował, a skoro jest gdzieś koło tej transakcji pies, to psa chcę, bo mój synuś pieski lubi.

 

W pewnym momencie jeden z rozmówców wygłasza epitet, ale natychmiast do słuchawki koryguje: „kochana, to nie do pani było”. I słuchacz rozumie: rozmowa jest podsłuchiwana, może przez ciekawską plotkarę, a może przez agentkę bezpieki w szatach telefonistki.

 

Niejako na marginesie rozumiemy, że mająca pełną informację telefonistka sama może omawianą transakcję zawrzeć, zanim tamci się dogadają. Bo wie wszystko.

 

Nasze Państwo, o zwodniczej republikańskiej nazwie Rzeczpospolita Polska, chce być jak ta telefonistka: wiedzieć wszystko o nas. Pozory zawsze się znajdą: sprawozdanie PIT, CIT, wniosek o Regon, bilanse coroczne firm, rozmaite dane przy rejestracji działalności biznesowej, artystycznej, społecznikowskiej, a nawet przy zapraszaniu cudzoziemca-krewnego spoza strefy Shengen.

 

W drugą stronę działa to odwrotnie: im mniej obywatel-szarak wie, tym lepiej dla Państwa – taki przekaz otrzymujemy. Czasem w ramach kampanii otwarcia informacyjnego dostajemy jakieś śladowe informacje organizacyjno-guidowe: telefon do urzędu, numer pokoju, lista niezbędnych załączników, godziny otwarcia urzędu. Nie żartuję, nawet największe „otwarcie” dotyczy spraw drugorzędnych, co bardziej ułatwia robotę urzędnikom (bo petent jest „uregulowany”, niż samym petentom.

 

Szczytem bezczelności jest sekretność przed obywatelem lub firmą informacji o tym, jakie informacje i w jaki sposób Państwo pozyskuje na temat tegoż obywatela czy firmy.

 

W największym skrócie mówiąc, państwo zabezpiecza sobie monopol na informację taki sam, jak na niektóre działania oraz na niektóre prerogatywy. Jest to jeden ze sposobów definiowania ustroju, który ja nazywam Mega-Neo-Totalitaryzmem.

 

Trzy wymienione monopole Państwa, które jako swoje „wysunięte placówki” używa Nomenklatury (Administracja, Infrastruktura, Walory, Polityka), w nich się zagnieździwszy, powodują następujące „koincydencje”:

 

A.     Tworzą świat Kamaryl, Klik i Koterii: oficjalnie (regulacje prawne i proceduralne) lub nieoficjalne (koleżeńskie, spiskowe) przekazywanie uprawnień do działania (cesji), informacji zastrzeżonych oraz prerogatyw (np. „kanary” mogą używać przemocy) powodują, że na każdym szczeblu zarządzania nawą publiczną „nasi” mają zdecydowaną przewagę (patrz: afera starachowicka);

B.     Tworzą rzeczywistość taką, jaka „najbardziej odpowiada” rządzącym, rzeczywistość zadekretowaną, redagowaną jak u Orwella: to co się dzieje naprawdę, to my wiemy, i to wedle tego, jak kto jest wtajemniczony, a „ciemnemu ludowi” możemy opowiadać dowolne dyrdymały, nawet jeśli zebrane razem okazują się sprzeczne ze sobą i z faktami, które jakoś „przeniknęły” do mas;

C.     Tworzą ten model Władzy, który materializuje się przede wszystkim, z największą siłą, z forsowaniem woli Państwa wobec Obywatela, i to woli niejednoznacznej, tylko takiej, jaka jest dominująca w konkretnym organie, urzędzie, służbie (nierzadko różnią się one od siebie znacznie, bowiem mamy do czynienia z nie zawsze zgodnymi koteriami i kamarylami oraz klikami);

 

Często ubolewam nad słabnącą obywatelskością tzw. elektoratu, używam pojęcia „wtórny analfabetyzm obywatelski”. Powyższe jest niczym innym, jak „receptą” na ten analfabetyzm: oddaj Państwu monopol na szeroki wachlarz działań, oddaj Państwu monopol na informację, oddaj Państwu monopol na „siłowe” prerogatywy w kontaktach międzyludzkich – i jesteś bezbronny, a Państwo uczyni ciebie stetryczałym klientem, kontaktującym się z Państwem na klęczkach albo uciekającym przed Państwem gdzie pieprz rośnie.

 

A wtedy można z Krajem i Ludnością robić co się zechce, bez ryzyka jakiejkolwiek odpowiedzialności, a kiedy coś padnie – ludzie się „zrzucą” na pokrycie strat i na honorarium dla dzielnych i ofiarnych „państwowców”.

 

Trzeba pogratulować Polskiemu Państwu konsekwencji we wdrażaniu tego konceptu. A skoro trzeba – to gratuluję.

 

Wyszukiwanie

Kontakty

Pasje-moje

Temat: Urabialnia

Nie znaleziono żadnych komentarzy.