Jan "Myslnik" Herman

Sobie pogratulujmy!

2010-11-22 08:34

 

Tośmy sobie powybierali, że hej!

 

Zacznę od końca: właśnie wykonaliśmy akt „reprodukcji rozszerzonej” polskiego Mega-neo-totalitaryzmu (patrz: tutaj) realizowanego konsekwentnie jako TuskenKampf (patrz: tutaj, tutaj oraz tutaj).

 

Według wstępnych danych przesypujących się po mediach od wczoraj wieczora – frekwencja wyborcza wyniosła około 50%. Według tych samych wstępnych danych 90% głosów w skali kraju zebrały „centralne” (warszawskie) partie, z tego partia polityczna mająca najwięcej wspólnego z samorządnością jest zaledwie czwartą „potęgą” (mowa o partii ludowej, przy czym „ludowość” tu rozumiem jako „bliżej ludzkich spraw gminno-parafialnych”), zaś przoduje partia najbardziej anty-obywatelska (mimo mylącej nazwy). Obiecuję pełniejszą analizę za kilka dni, kiedy będzie wszystko wiadomo, bo wybory parlamentarne blisko. Parlamentarne!

 

Nic jeszcze nie wiadomo na pewno, ale wyniki „warszawskich” partii kształtują się następująco: PO ok. 34%, PiS ok. 27%, SLD ok. 16%, PSL ok. 13%. Charakterystyczne: im niżej w szczeblach samorządowych, tym rośnie udział PSL, a maleje udział PO w tym „rynku”. Towarzystwo to będzie obracało około 50 mld pieniędzy budżetowych (1/6 całości) oraz ponad 40 mld funduszy europejskich skierowanych do Polski (2/3 całości). Ciekawe, jak duży % samorządowców – personalnie – jest „kopią” poprzedniego składu.

 

Kto to jest, jak ich wybraliśmy?

 

Z opublikowanego kilka tygodni temu raportu Instytutu Spraw Publicznych wynika, że jedna czwarta Polaków nie potrafiła odpowiedzieć, kogo będziemy wybierać w niedzielę. Dwie trzecie wiedziało, że wójtów, prezydentów i burmistrzów. Jedynie 28% miało świadomość, że kandydatów do rad gmin, zaś 20 proc., że do rad miejskich, a tylko 18 proc. – do rad powiatów. Mniej niż co dziesiąty (!) wiedział, że głosować będziemy na kandydatów na radnych sejmików wojewódzkich. Akapit ten zacytowałem za „Państwo zaczyna się w gminie” Mirosława Czecha (sobotnia GW). Pisze on dalej, że cztery lata temu 13 proc. głosów (2 miliony głosujących!) do sejmików wojewódzkich było nieważnych, tylko nieco mniej (8 proc., 1,4 mln głosów) w wyborach do rad powiatowych! Ja się nie dziwię: znakomita większość głosujących – tak wynika z przytoczonych liczb – idzie wybierać radnego gminnego i miejscowego wodza (wójta, burmistrza, prezydenta), a tu mu jeszcze dają dodatkowe kartki, co z nimi robić, nie wiadomo!

 

Trwa w Polsce cicha, broń boże nie nagłaśniana dysputa o wzajemnych relacjach Państwa i Samorządu (nie tylko terytorialnego). Od lat daję wyraz swojemu przekonaniu, że Państwo w Polsce (RP) jest konstytucyjnie, na mocy porządku prawnego, ustawione przeciw Obywatelowi i jego Samorządom. Ja do tej dysputy włożyłem przynajmniej Ordynację Sołtysowską (tutaj) oraz propozycję zmiany porządku konstytucyjnego (tutaj). Tyle, że ja się nie liczę jako wyznaczyciel i wytyczacz.

 

Zwykłem powiadać (np. tutaj), że porządek konstytucyjny RP – a w nim wiele z totalitaryzmu – rozlewa się lepką legislacyjną mazią po całym prawodawstwie, w wyniku czego nie tylko funkcyjni wybieralni w parlamencie i w „samorządach”, ale też ich sztaby urzędnicze mają się za Panów Polski i Polaków. W myśl Konstytucji (artykuły 104, 105 i 108) parlamentarzyści nie są związani instrukcjami swoich wyborców, bo reprezentują „ogół”. Ale kiedy proszą o głosy, to nie zwracają się do ogółu, tylko do konkretnych społeczności w okręgach wyborczych! Obiecują złote góry, upierzają się w modne piórka, łaszą się do ludzi i przymilają o głosy, a już kiedy na podstawie takiej ściemy zostaną wybrani – mają konstytucyjne prawo i obowiązek zapomnieć o wszystkim, co naobiecywali. Z mocy Konstytucji są czarusiami, bajerantami, ściemniaczami!

 

„Mieszacze wybieralni” administracji „samorządowej”, ale też „zwykli”, nie-wybieralni urzędnicy oraz funkcjonariusze rozmaitych służb publicznych (armia, policja, wywiady, straże, agencje rządowe i pozarządowe oraz fundusze „pozabudżetowe”, sieci i obiekty infrastrukturalne, szkolnictwo od podstawowego po wyższe, ochrona zdrowia, służby pomocy socjalnej, dyplomacja, pogranicznicy, służba celna i podatkowa, ochrona dziedzictwa narodowego, strażnicy substancji gospodarczej zwanej Skarbem Państwa, nawet ZUS i OFE) – nie czują się nijak powodowani „oddolnymi” interesami społecznymi, każdy „patrzy” swojej struktury i swojej koterii lokalnej albo partyjnej, nikt nie poczuwa się do roli obywatelskiego pracobiorcy i zleceniobiorcy, nikt nie chce nawet dopuścić myśli, że jest „na usługach” obywatelskiej społeczności z lokalnego okręgu wyborczego.

 

Dużo prościej i łatwiej jest tak namotać w ordynacjach wyborczych, w rozmaitych przepisach „rozprowadzających” kompetencje służbowe-publiczne, aby nikt poza gronem bezpośrednio zainteresowanych nie zorientował się, kto komu kiedy po co „może”. Wtedy otumaniony, zdezorientowany Obywatel przycupuje, upada pod każdym względem, staje się bezwolnym narzędziem w rękach bezczelnych uzurpatorów, którzy swoją służbę publiczną niepostrzeżenie, ale konsekwentnie przepoczwarzają we Władzę.

 

W ten sposób dochodzimy do sytuacji opisywanej przez M. Czecha, kiedy to Obywatel Rejestrowy (NIP, PESEL zamiast świadomości obywatelskiej) kompletnie nie orientuje się w meandrach wyborczo-przedstawicielskich, nie czuje swojej suwerennej kontroli nad tym, co się dzieje w nawie publicznej (Państwo, Samorząd terytorialny).

 

Powiem krótko: kraj, w którym Państwo, administracja, media i rozmaici aktywiści na czele z luminarzami-autorytetami w okresach przedwyborczych muszą gorąco namawiać ludność do masowego uczestnictwa w wyborach, a między kampaniami nie pracują nad wzrostem rzeczywistego obywatelstwa – to kraj bez Demokracji, w którym rozmaici kandydaci i ich koterie (patrz: „Kamaryland” – tutaj) chcą na siłę uzyskać legitymizację dla swojego woluntaryzmu, bo w obecnym stanie konstytucyjno-prawnym wyłącznie skrajnie niska frekwencja MOGŁABY BYĆ argumentem podważającym ustawowe upoważnienia rad (samorządowych i rządowych), urzędów, służb, organów, funkcjonariuszy, janczarów-władyków. Stąd walka o frekwencję jak o życiodajne źródło Władzy, tej przepoczwarzonej, uruchomionej w miejsce Służby Publicznej-Społecznej.

 

Wartoby dokonać dwóch następujących operacji:

 

1.       Dokonać przeglądu statutów wszystkich jednostek i organów mających charakter publiczny, w tym samorządów terytorialnych, ministerstw, funduszy centralnych i lokalnych, służb publicznych, itd. – pod kątem służby społeczeństwu i związku tej służby z konkretnymi zapisami konstytucyjnymi czyniącymi Obywateli zbiorowym Suwerenem w naszym kraju;

2.       Zapytać – imiennie każdego – posłów, senatorów, ministrów, wojewodów, szefów jednostek i służb centralnych, radnych dowolnego szczebla „samorządowego” oraz sołtysów – kto (osoba) i co (przepis, dokument) w rzeczywistości, w codziennej praktyce jest ich „dysponentem”;

 

Wybory parlamentarne – najwcześniej wiosną. Najbliższe miesiące poświęcę zatem temu dwu-punktowemu zadaniu.

 

Ciekawe, ilu znajdę Ważnych Polityków, którzy gotowi są – w sercu, duszy, sumieniu i umyśle – zrezygnować z Władzy, przestawić się z powrotem na Służbę (patrz: Ordynacja Sołtysowska, Ugoda Społeczna, linki - tutaj tutaj).

 

Będę raportował wyniki przygotowań i samego przedsięwzięcia.

 

Bo:

„Trzeba zaznajamiać się ze straszliwymi dyktaturami nie tyle po to, by w samozadowoleniu doceniać uroki własnych „demokracji”, ile po to, by orientować się, jakiego Zła szukać w zakamarkach i pośród subtelności „demokratycznych państw prawa”, rodzimych ustrojów, które oswoiliśmy na tyle, że wydają się nam zgrabne i swojskie, choć może zgrzebne i nieco parafialne.

Jeśli choćby tylko w minimalnym stopniu odkrywamy w sobie obywatelską bojaźń przed Urzędem, Organem, Agendą, Urzędnikiem, Funkcjonariuszem, Prokurentem, janczarem-władyką Systemu – to powyższe zdanie poraża prawdziwością. Jeśli tylko odczuwamy ciarki w kontakcie z nimi – nasza czujność powinna być wzmożona do granic napięcia.

Natura Władzy jest bowiem zawsze i wszędzie taka sama: tworzy ona wiekopomne dzieła ustawione przeciw „poddanym” obywatelom niewolonym „rejestrowo” i tumanionym „przepisowo”. Władza musi i pragnie ciemiężyć, uciskać i wyzyskiwać, bo to jest jej racja bytu (nazywana przewrotnie Racją Stanu) – inaczej przestałaby być Władzą, weszłaby na ścieżkę samounicestwienia” (patrz: Naga Prawda, tutaj).

 

Zapraszam do współpracy w tej sprawie.

 

 

 

Wyszukiwanie

Kontakty

Pasje-moje

Tematy do dyskusji: Sobie pogratulujmy!

Nie znaleziono żadnych komentarzy.