Jan "Myslnik" Herman

Przebudowa Państwa (4)

2011-11-27 14:53

Większość z nas – choć raczej nie pokazuje tego po sobie – oczekuje od świata, że znajdzie się w nim ktoś, kto skutecznie nami będzie rządził. Dobrze, życzliwie, kompetentnie, uczciwie. I koniecznie uwzględniając nasze wyobrażenia na różne tematy.

 

Jesteśmy krajem Słowian silnie „oswojonych” europejskością w wydaniu anglosaskim. Nie każda forma rządów nam „podchodzi”. Nie każdą rozumiemy swoim duchem i sumieniem.

 

No, to już sobie wyjaśniliśmy. Kto zatem ma nami rządzić, jaka siła?

 

1.      Silna jednostka i jej drużyna – choćby taka, jak „dziadek” Piłsudski ze swoimi legionistami. Staramy się wierzyć w to, że wybitna osoba jest w stanie sprawnie rządzić niedoskonałym światem i być jednocześnie bez skazy, a że na czasy królów machnęliśmy ręką – oczekujemy, że skądś się wyłoni taki mocarz samozwańczy, ale i szlachetny;

2.      Konkretne środowisko równych sobie zdolnych ludzi – najczęściej mające jakąś nazwę partyjną albo „klubową” oraz kilka, może kilkanaście wyrazistych postaci. Jego wewnętrzna „organizacja” może być autorytarna albo rozdemokratyzowana, ale nas interesuje nimb i etos, jaki jej przypisujemy sami lub otrzymujemy (poprzez media);

3.      Nasze kolektywne wcielenie samorządności. Sami rozumiemy siebie i swoje wspólnoty najlepiej, zatem żądamy aby „skądś” objawił się nam system rządów agregujący nasze wyobrażenia i talenty w jedną spójną całość samorządną;

 

Im dłużej zaglądamy w ludzkie pragnienia, tym mniej dostrzegamy wariantów innych niż te trzy wymienione. Nazwijmy je zatem po imieniu, językiem politologów.

 

Wariant silnej jednostki – to albo monarchia, albo soldateska, albo jakiś rodzaj totalitaryzmu, np. patrymonium albo faszyzm. W XX wieku mieliśmy kilka takich jednostek, pobudzających zbiorową wyobraźnię: Piłsudski, Gomułka, Gierek. Ten ostatni raczej skłaniał się już ku drugiemu wariantowi. Ważne w tym wszystkim jest nie tyle rzeczywiste poparcie społeczne (wyborcze), bo to „można zorganizować”, ważniejsze jest to, że owa jednostka jest w kraju widziana jako Wielka Osoba Bezkonkurencyjna.

 

Wariant środowiska uzurpatorskiego – to sposób na „demokrację sterowaną”, w której zachowane są parytety, ale tylko dla tych, którzy akceptują „przywódczą rolę” tego środowiska. W ostatnich latach znanych jest kilka środowisk, które „obstawiały” 200-500 podstawowych funkcji państwowych. Przezornie nie będę ich wymieniał, nie każde z tych środowisk było u władzy, nierzadko dowiadywaliśmy się o tym poniewczasie.

 

Wariant samorządno-demokratyczny – to raczej ideał, do którego raz na jakiś czas próbujemy dojść metodą roszczeniową. Co prawda, konstruktywną postać tego wariantu mieliśmy tuż po wojnie, kiedy załogi same przechwytywały zniszczone zakłady pracy – ale szybko nam to wybito z głowy. Potem już tylko powracał ten temat w chwilach spazmów buntowniczych: rok 1956, rok 1970, rok 1980. Okrągły Stół ostatecznie zamknął te „poszukiwania”.

 

Ustrój, który łaskawie nami dziś zarządza – to przypomina mi sytuację, w której każda moja kończyna uwiązana jest na dość elastycznej linie: niby mam dość dużą swobodę ruchu, ale im bardziej oddalam się od „uśrednionych parametrów” – w tym większe wpadam kłopoty, tym bardziej jest mi „pod górkę”. Do tego w całej izbie porozstawiane są elementy twarde, nieelastyczne, które musze omijać, by się dotkliwie nie poobijać. Wokół siebie widzę mnóstwo takich samych marionetek.

 

Nazywam ten ustrój Neo-Totalitaryzmem. To taka wersja totalitaryzmu, w którym rządzącym trudno jest cokolwiek zarzucić: oni skupiają się raczej na tym, by to co „im się należy” dostarczano im jako rewanż za swobodę w sobiepańskim, rabunkowym, wymuszeniowym działaniu. Rząd za to „nie odpowiada”, odsyła do kanałów skargowych i odwoławczych: samorządów, sądów, organizacji pozarządowych, rozmaitych „demokratyzatorów”. Czyli do tych elastycznych uwięzi. A jeśli bardziej stanowczo naciskamy – nadziewamy się na owe twarde, kanciaste elementy: policjant, kontroler, urzędnik, funkcjonariusz.

 

Neo-Totalitaryzm narasta niepostrzeżenie od początku Transformacji, by po kilku nieudanych podejściach uzyskać swoją „doskonałą” postać w ostatnich kilku latach. Teraz już występuje w wersji Mega: poglądy inne niż anty-rządowe są wyszydzane i pogardliwie „rubrykowane” (oszołomy, lewacy, kmiecie), po czym oddalane poza dysputę publiczną, zaś drenaż, odsysanie ekonomiczne Przedsiębiorców i Ludności wzięli na siebie hunwejbini (działacze nawiedzeni pro-systemowo) oraz rwacze dojutrkowi, skubiący co się da naprędce, nie zainteresowani robotą pozytywistyczną czy etosem Przedsiębiorcy. Podstawowymi „strukturami społecznymi” są Zatrzask Lokalny (miejscowe kliki i koterie), Więcierz Mętny (pułapki wsysające aktywnych, ale „nie swoich”), zmowy monopolistyczne (z dużym udziałem „kapitału” zagranicznego i nomenklaturowego), a na samym wierzchu – Układ (ja to nazywam Pentagramem: politycy, biznes, służby, gangi, media). Podstawowym mega-politycznym wytrychem odsyłającym wątpliwości w niebyt jest: „co powie Unia Europejska”.

 

Samo Państwo i Nomenklatura (w której to Państwo jest zagnieżdżone) jest coraz bardziej „omnipotentnie-impotentne” (reguluje wszystko, tracąc nad wszystkim zdolność kontroli), nie spełnia swoich podstawowych funkcji, a w wielu niszach jest „sprywatyzowane” przez kamaryle (patrz: Układ).

 

My to już znamy. Żyliśmy pod takimi rządami

 

Mega-Neo-Totalitaryzm nie odpowiada żadnemu z wariantów, które wymieniłem powyżej jako dopuszczalne w naszych wyobrażeniach.

 

Ale trwa.

 

I czeka na swojego pogromcę: silną jednostkę, zdecydowane środowisko, oddolny ruch samorządowy.

 

A my, na co czekamy?

 
 
 
 

Wyszukiwanie

Kontakty

Pasje-moje