Jan "Myslnik" Herman

Plan a Rynek. Dwa Izmy Realne.

2010-08-31 14:27

 

Byłem jednym z kilku w karierze jednego z Profesorów SGPiS, u którego dostałem najwyższą ocenę z ogólnej teorii ekonomii (zwanej wtedy Ekonomią Polityczną Socjalizmu) bez konieczności zdawania egzaminu końcowego.

 

W dowód wdzięczności, kiedy już studiowałem w trybie programu indywidualnego, wybrałem go jako „bacalariusa” dla dwóch przedmiotów: Teorie Rozwoju Gospodarczego oraz Teorie Kapitału. Każdy ekonomista, a szczególnie filozof ekonomii, wie że to są rarytasy.

 

Nie było podręczników zatwierdzonych przez Ministerstwo, wykładów ani ćwiczeń. Czytałem wszystko co trafiło mi ręce (początek lat 80-tych, były książki w księgarniach, były książki „drugiego obiegu”, były książki kupowane dla mnie za granicą). Zdarzało mi się czytać książki w językach, których nie znałem: ekonomia na całym świecie sprowadza się do 500-800 słów, reszta to wykresy, tabele, diagramy, zrozumiałe dla wszystkich.

 

Potem gaworzyłem o tym wszystkim z Profesorem, który cierpliwie objaśniał mi, jak powinienem był zrozumieć poszczególne rozdziały i koncepty.

 

Któregoś dnia wyskoczyłem z „genialnym” pomysłem: rynek (w rozumieniu: konkurencja, poziom cen jako wynik społecznego przetargu, swobodna alokacja inwestycji) jest możliwy nawet w warunkach gospodarki socjalistycznej! Wpadłem na to dukając Produktion und InvestitionPolitik der Internationale Unternehmung (i kilku innych podobnych analiz).

 

Mój Profesor czytał na bieżąco w kilku językach, również tych „obcych, zachodnich”, nic go zatem nie było w stanie zdziwić. Powiedział krótko: niech mi pan to pokaże na liczbach, jak będzie się zgadzało, jeśli pokaże pan mechanizm płynnego przechodzenia jednego parametru w inny – będzie dobrze.

 

Po miesiącu męczarni zrozumiałem, że bez sztabu międzynarodowych ekspertów od makro-ekonomii nie wywiążę się z tego zadania. Ale nie odstąpiłem od tematu. Trudno w to uwierzyć, ale w latach 1984/5/6 zorganizowałem w SGPiS trzy kilkudniowe konferencje pt. Socjalizm a Rynek, za każdym razem kilkuset uczestników, a ex cathedra wykładali „na moje potrzeby” wszyscy, których uważano – niektórych do dziś – za tuzów ekonomii, z polskim nestorem Czesławem Bobrowskim na czele.

 

Trój-Konferencja – na swój czas – okazała się ważna, ja zaś skorzystałem „prywatnie”.

 

Po wielu latach mój koncept w rzeczonej sprawie prezentuje się następująco:

 

  1. Żywe laboratorium gospodarcze, jakim jest dowolna Gospodarka, nie pozwoli trwale na żaden dogmatyzm, na żadną arbitralność: tzw. czynnik społeczny zawsze ma jakiś wpływ na decyzje korporacji, monopolu czy Centrum Decyzyjnego Gospodarki, choćby najbardziej „planowej” (i tylko wspomnienie o Profesorze L. Balcerowiczu każe mi drżeć, ze jednak istnieje możliwość potraktowania Gospodarki jak chłodnego, nieczułego mechanizmu trybów i przekładni);
  2. Z drugiej strony postęp w każdej Gospodarce polega na coraz bardziej precyzyjnym, w różnych skalach, na różnych szczeblach, prognozowaniu, analizowaniu, dedukcji na danych raportowych, zarządzaniu poprzez procedury, a dotyczy to nie tylko projektów technicznych i księgowo-bilansowych, ale nawet „socjologicznych”, „politologicznych”, „humanistycznych”: w tym sensie Plan staje się gospodarczą codziennością;
  3. Praktyka (prawidłowość?) jest taka, że im większy podmiot-agregat gospodarczy, tym mniejsza swoboda ruchu, bo jest „ciążenie oddolne”, jest „bezwład rozmiarów’, jest „ciasna przestrzeń”, są „interesy pozaekonomiczne”, itd., itp.: w tym sensie koncentracja i monopolizacja wypychają Rynek na obrzeża wielkich podmiotów-agregatów, i jest to rynek zależny, spolaryzowany przez owe podmioty-agregaty, czyli z „przyłożoną siłą dyktatu”;
  4. Jeśli – z jakichś pozarynkowych powodów – rozmaite parametry gospodarcze przestają odzwierciedlać rzeczywistość i zaczynają „ogradzać” jakieś wydzielone enklawy para-ekonomiczne – to napięcia społeczne oraz „rynek wtórny” i „drugi obieg gospodarczy” szybko dają znać, że ktoś „przerysował”: przy czym nie ma tu mowy o „niewidzialnej ręce rynku”, tylko o ryzykownej konstrukcji Gospodarki, z przekrzywionymi strukturami i relacjami;
  5. Gdyby jakimś cudem istniał Idealny Rynek – Gospodarka funkcjonowałaby najbardziej efektywnie, ale wszelkie – oczywiste przecież – zmowy podmiotów oraz instrukcje polityczne, w dowolnym ustroju, wciąż oddalają rzeczywistość od Idealnego Rynku, co oznacza, że realna Gospodarka zawsze jest „gorsza” niż Idealna, a pytanie zawsze brzmi: jak wiele zdołaliśmy popsuć;
  6. Mikropodmioty gospodarujące (pojedynczy ludzie, gospodarstwa domowe, maleńkie firmy, grupy „niekomercyjne”) w swej masie zdolne są – elastyczność – do zniesienia napięć wynikających z przekrzywienia struktury i naruszenia relacji gospodarczych, ale tylko w pewnym zakresie: przekroczenie progu tolerancji powoduje bankructwa, wycofywanie się, patologie;

 

WNIOSEK: nawet najbardziej scentralizowana, najbardziej nakazowo-rozdzielcza, najbardziej skoncentrowana, najbardziej zmonopolizowana Gospodarka dość sprawnie ukazuje napięcia gospodarcze wynikające z oddalania się od Idealnego Rynku: skala korupcji, „księgowości twórczej”, bezrobocia, nędzy socjalnej, zaniedbania Infrastruktury, niesprawności Administracji, niedrożności Finansów (np. płatności), fikcyjnego Kapitału, błędów strategicznych (np. alokacyjnych), „szarej strefy”, ucieczki podatkowej, spekulacji, deficytów budżetowych, a nawet „wmuszającej” reklamy czy przestępczości gospodarczej oraz wyizolowanych enklaw gospodarczych – to „rynkowe” sygnały błędów popełnianych w dziedzinie „planowania”.

 

Tzw. Realny Socjalizm okazał się bankrutem, kiedy owych patologii nagromadziło się tak dużo, że Mikropodmioty gospodarujące odmówiły dalszego ponoszenia kosztów Systemu, wspierania konstrukcji niezdolnej do samodzielnego wyjścia z permanentnego, chronicznego kryzysu (patrz: J. Kornaia Niedobór w Gospodarce - tytuł oryginalny : Economics of Shortage).

 

Bez skrępowania to, co widzimy jako współczesną Gospodarkę, nazywam Realnym Liberalizmem, mającym tyle wspólnego z Rynkiem, co Realny Socjalizm z Planem (vide: budżet otwarty, korekty budżetowe, interwencje „ja to załatwię”, systemy dystrybucji „na kartki”). Brakuje pośród setek tytułów księgarskich TEORII WYSYSANIA, czyli opisu patologicznego Systemu, w którym chodzi nie o zaspokojenie popytu i inwestycje w postęp (jak przewrotnie propagują „liberałowie”), ale o wyssanie żywotnej mocy z uczestników „rynku”: gotówki, oszczędności, pracy, zaangażowania, zapobiegliwości, dorobku, na koniec wolności osobistej.

 

Tyje moje „dzieło” pt. Dynamika Wyzysku, kompletowane latami, komentowane jako „chłopie, to nie jest o ekonomii”. Racja, jeśli Ekonomią nazywać inżynieryjną sztukę „tu połechcesz – tam zarobisz, tu naciśniesz – tam wyskoczy” – to moje dzieło nie jest o Ekonomii. Coś mi jednak mówi, że jest ono o tym, jak Plan i Rynek trwają w zapaśniczym zwarciu i nawet nie zastanawiają się, czy mamy dziś Socjalizm Realny, czy równie nierzeczywisty Realny Liberalizm, ustanawiający „rynkowe” fortuny siłami Państwa, w sposób wołający o pomstę do nieba, gdzie grabieżcy łupią we własnym domu.

 

Aha, „mój” Profesor nazywał się Minc. Bronisław Minc.

 

Wyszukiwanie

Kontakty

Pasje-moje

Tematy do dyskusji: Plan a Rynek. Dwa Izmy Realne.

Nie znaleziono żadnych komentarzy.