Jan "Myslnik" Herman

Paradoks Dziongo-Bongo

2010-12-04 12:42

Wyobraźmy sobie, że jakaś korporacja wymyśliła produkt z mieszanki trocin i kompostu, nazwała go „Dziongo-Bongo” i przystępuje do kampanii promocyjnej. Po ilkunastodniowych zabiegach promocyjnych skierowanych do różnorodnych targetów, w które włączono reklamę, public relations, sugestie wizerunkowe, ulgi lojalnościowe i wszystko, co wymyślił marketing, całkiem spora zbiorowość – na przykład kilka milionów ludzi – nie wyobraża sobie życia bez codziennej konsumpcji batonika Dziongo-Bongo. Dla tego batonika poświęcimy inne dobra z naszej konsumpcyjnej palety, czasem zupełnie nieekwiwalentnie, a mówiąc wprost: bez sensu.

 

Całe oszustwo polega na tym, że ktokolwiek kupi ów batonik, płaci (w cenie) za całą tę oszukańczą kampanię, której jest ofiarą jako ktoś, kto dał się ogłupić. Oznacza to (pójdźmy już na skróty), że dowolny szubrawiec może nas całkiem legalnie okraść ze wszystkiego, jeśli tylko zapłacimy za jego kampanię promocyjną, w wyniku której on nas wciągnie w swoje interesy i przekona do tego właśnie pomysłu. A korporacja dostanie jeszcze ekologiczne fundusze za utylizację trocin i kompostu. Na koniec pomysłodawca trefnego, ale jakże dochodowego batonika „Dziongo-Bongo” zostanie wziętym copywriterem, skoro mu tak dobrze idzie.

 

Lista „batoników DZIONGO-BONGO” jest długa. Korporacje oferują światu pokaźną listę produktów komercyjnych absolutnie nieprzydatnych nikomu:

-      słodycze, alkohole, tytoń, narkotyki;

-      gadgety udające niezbędniki;

-      politycy-rentierzy-celebryci-starlets;

-      kinematografia 5-go sortu;

-      prasa brukowa;

-      liczne medykamenty

 

Ich podstawowa rola wygenerowana przez korporacje jest prosta i w sumie łatwa: kształtować „target” rynkowy, „wychowywać” konsumenta pod sztancę, jaką da się najskuteczniej (zysk) podporządkować produkcyjnemu, usługowemu, operacyjnemu profilowi korporacji.

 

 

Oto paradoks batonika DZIONGO-BONGO: korporacje gospodarcze – gdyby tylko zechciały – są dziś w stanie wytworzyć byle co z byle czego, ładnie opakować – a następnie przekonać masowy „rynek”, że bez tego batonika życie konsumenta będzie szare, ponure i pełne smutku, a do tego niezdrowe. To samo z tzw. usługami i wszelkimi innymi dobrami. Za tę bezczelną i fałszywą w treści reklamę zapłacą zresztą omamieni nabywcy.

 

 

I to jest esencja współczesnej polityki produkcyjnej i inwestycyjnej wielu, jeśli nie większości korporacji biznesowych: nie staramy się rozbudować potencjału pod rynkowe potrzeby, tylko kształtujemy owe potrzeby wedle naszego potencjału. Klient musi kupować to co mu damy.

 

Wyszukiwanie

Kontakty

Pasje-moje

Tematy do dyskusji: Paradoks Dziongo-Bongo

Nie znaleziono żadnych komentarzy.