Jan "Myslnik" Herman
O pogardzie
Mało jest tak niszczącego uczucia, jak pogarda. Co prawda, jest to uczucie słabości, ale wyraża się przemocą fizyczną i psychiczną.
Ktokolwiek znajdzie lada jaki powód do gardzenia innymi – wykorzysta to. Czasem brutalnie i dosłownie, czasem „kulturalnie” i w sposób „cywilizowany”.
Powodem do pogardy jest inność albo fakt, że się jest konkurentem niewystarczająco silnym, by nie ulec.
Pogarda zaś kłóci się z tym, co zwykliśmy nazywać demokracją. Już nawet nie mówię o ludowładztwie, tylko o równości, wolności, swobodach i „rynkowości”. Nie ma mowy o demokracji tam, gdzie każdego „innego” stygmatyzuje się jako z założenia gorszego (chyba że jest silniejszy), a gorszego można uciskać i ciemiężyć.
Przejawem demokracji jest ponoć ustanowienie praw, z których obywatele mogą korzystać. Cóż to jednak za prawo, które zaledwie pozwala odwoływać się od represji? Cóż to za prawo, które nie zabrania i nie penalizuje represji?
Zbyt wiele jest pogardy, zbyt silnej, by uważać ją za nic nie znaczący zbiór odrębnych przypadków.
Urzędnik i funkcjonariusz, gangster i krezus, polityk, szalbierz – każdy kpi w żywe oczy z tych, dzięki którym żyje. I dla których – podobno – żyje. Do tego stopnia przesiąkł tym, że zdaje się nie zauważać zła, w którym brodzi. Dziwi się, jeśli mu postawić zarzut. Ja – powiada – nigdy nie naruszyłem uświęconych zasad, chyba że musiałem. Zawsze możesz się przecież upomnieć o swoje przed obliczem prawa!
To jest kwestia systemu, a nie tego, że jeden z drugim zły człowiek psują stosunki społeczne.
I nie wiadomo, czy to jego ślepa wiara, że ten system jest przecież całkiem w porządku, czy spotęgowana poza wszelkie granice podłość.
Może ta gorycz dziwić.
Ale kiedyś przecież musiała się stać.