![](https://d11bh4d8fhuq47.cloudfront.net/_system/skins/v8/50000024/img/illustration.jpg?ph=6ad4ff640d)
Jan "Myslnik" Herman
Naga bezsiła. Racje kradzione
O tym, jak można czyjąś rację ukraść – pisałem kilkakrotnie. Przeglądałem się pod tym kątem w googlarce – jest, można oglądać.
Należę do tych, którzy nie chcą – a zapewne też nie umieją – prowadzić pozycjonerskich rozgrywek wobec tego, co sami wyrozumują. Dlatego zdarza mi się, że moje znakomite „wróżby społeczne”, choć spełnione, sprawdzone – nie są mi pamiętane i przypisane. Nie mówię tu o krytykanctwie bezargumentowym (z takich: a co, nie mówiłem?), tylko o wywodach zasobnych w argumenty, wskazujących przesłanki. O tekstach wartych użycia do analizy. W których – okazuje się potem – tkwi racja.
Najczęściej mi podobnym przydarza się jednak coś innego. Oto obnażam i piętnuję jakieś zło, zagrożenie, wskazując na proces i na sposoby odwrócenia go ku dobremu. Nikt nie zwraca uwagi. Kiedy naciskam – odpycha się mnie jako ględzącego natręta i człowieka konfliktowego. Po czym – niestety – staje się. Oczywistym byłoby, aby teraz takiego odpychanego krytykanta przytulić, kazać mu powtórzyć jego wywód i zapytać, co trzebaby zrobić.
A tu – niespodzianka. Niemal zawsze ci, którzy „zarządzali błędem” – stają teraz na czele kampanii naprawiania tego błędu. Korzystali błądząc, korzystają naprawiając. A ten, kto błąd wytykał i podsuwał rozwiązania korygujące – nie ma szans, bo to przecież ględzący natręt i człowiek konfliktowy, wiadomo.
Nie, tu nie chodzi o to, że domagam się tantiem. Chodzi o to, że ktoś, kto popełniał błąd, a potem (kiedy błąd zagraża jego karierze) wkłada na siebie upierzenie Pierwszego Naprawiacza – taki ktoś ma niewielkie szanse na rzeczywisty sukces w naprawie. Nosi w sobie „gen psujstwa”, zrodzony z egoizmu, cynizmu, głupoty, lenistwa, aspołeczności, interesowności (niepotrzebne skreślić, właściwe podkreślić) – dlaczego miałby się tego wyzbyć nagle? Przecież sam fakt, że zamiast ugryźć się w język i cichcem wycofać z pokorą – on nadal rozkwita jako naczelnik spraw publicznych, nie najlepiej o nim świadczy!
W ostatnich kilkudziesięciu miesiącach wskazałem – w nudnych mikro-rozprawkach – na choćby takie niedoskonałości polskiej nawy publicznej:
A. Polska gospodarka zmierza ku zapaści, ze względu na zużycie bez odnawiania i ze względu na sępów ją oporządzających, a także na łupieżcze odsysanie z niej rezerw Kraju i Ludności;
B. Polska przedsiębiorczość jest wpychana w formułę gry wszystkich ze wszystkimi o wszystko, pozbawioną twórczości, rodzącą koszty sporów;
C. Ultragospodarka (Administracja, Infrastruktura, Finanse, Polityka kamaryl i koterii) nie mnożnikuje w Polsce naturalnej żywotności ekonomicznej, tylko ją „wysysa”;
D. Polskie Państwo zmierza ku mega-neo-totalitaryzmowi, z użyciem UKŁADU, na który składa się „pentagram”: biznes, polityka, media, przestępczość, służby;
E. Ze względu na sposób legitymizacji – polskie Państwo staje się coraz bardziej uzurpatorskie, do tego dusi samorządność czyniąc z niej swoją uzależnioną, wysuniętą placówkę;
F. Polską politykę – z wpływem na gospodarkę – opanowało rwactwo dojutrkowe, więcierze mętne, zakleszcze mega-neo-totalitarne;
G. Polityka polska – w tym tzw. mechanizmy demokratyczne – ulega gwałtownej „odgórnizacji” (w tym monopolizacji i „dołów” odsysaniu wyzyskującemu);
H. Parlament i Rząd – w procesie „odgórnizacji” – posuwają się do działania w sposób nielegalny, łamiąc Konstytucję i redagując ją „pod siebie”, budując wokół siebie mur tajemnicy i dopuszczeń oraz immunitetów, odrzucając w praktyce monteskiuszowski podział kompetencji;
I. Nędza, wykluczenia, peryferyzacja wielkich grup społecznych – stają się codziennością, pokrywaną propagandowo fałszywymi statystykami;
J. W stosunkach międzynarodowych – uprawiamy serwilizm (pomieszany z konfliktującym podskakiewiczostwem), a „nagrody” jakie otrzymujemy – propagowane są jako wielkie sukcesy dyplomacji i polityki zagranicznej;
Pisałem o tym wszystkim wielokrotnie. Powtórzę słowa napisane nieco wyżej: nie mówię tu o krytykanctwie bezargumentowym (z takich: a co, nie mówiłem?), tylko o wywodach zasobnych w argumenty, wskazujących przesłanki. O tekstach wartych użycia do analizy. W których – okazuje się potem – tkwi racja.
Oczywiście, że nie byłem w tej robocie jedyny. Ale byłem i jestem w znakomitej mniejszości nudziarzy.
Powyborcza jesień 2011 – to w Polsce czas, kiedy tych, którzy są odpowiedzialni za opisywany przeze mnie stan kraju – olśniło. Prawie wszystkie tezy z tych wyliczonych powyżej – znajdują dziś odzwierciedlenie w wypowiedziach wielce ważnych osób, które z należną troską zaczynają się pochylać nad stanem społeczeństwa, gospodarki, państwa, demokracji, samorządu, nad zagrożeniami dla racji stanu i dla wartości humanistycznych.
Chyba z 10 lat temu, kierując Komisją Edukacji w stowarzyszeniu dość głośnym, choć niechętnym ku pracy pozytywistycznej, zaprojektowałem Forum Inteligencji Polskiej, cykl około 40 seminariów i konferencji (uwaga: seminarium to łańcuch spotkań, konferencja to podsumowanie dysputy) na najważniejsze tematy. Nawet Marszałek Sejmu dał patronat, a zaangażowały się liczne środowiska różnorodne pod względem światopoglądu, idei i opcji politycznej.
Zaczęło się od tego, że Marszałek spróbował „skręcić” jeden z tematów i sprowadzić tygiel Forum do postaci „zaliczono, odbyło się”. Zaprotestowałem, w oficjalnych pismach – i zacichło.
Jeszcze wcześniej, „naście” lat temu, uruchomiłem najpierw Almanach MEANDER, a potem Konwersatorium Busola Społeczna. Z tym samym skutkiem. Nikt mi nie może zarzucić, że tylko ględzę, zaś ja mam konkretne uwagi do konkretnych decydentów, którzy usiłowali „moje” przerobić na „sieczkę”.
Wspominam o tym – bo ci, których dziś olśniło, zrobią z moją (i wielu innych) poważną krytyką dokładnie to samo: sformalizują, wykonają ileś medialnych i politycznych ruchów, ukradną nazwy i słownictwo, wsadzą swoje treści – i będą trwać w chwale reformatorów, a kiedy na koniec to padnie – odium niepowodzenia padnie na mnie i mi podobnych, którzy wymyślili złe koncepty.
Mimo to cieszę się, że przynajmniej podnoszone tematy zaczynają wychodzić na światło dzienne. Może kiedyś…
Tylko martwią mnie ci, którzy z wprawą godną lepszych zajęć zawsze umieją wyczuć, dokąd zmierza pochód i czem prędzej ustawiają się na jego czele, jakby od zawsze tam byli.