
Jan "Myslnik" Herman
Milion sztuczek
Prymitywne organizmy uczą się co nawyżej kilku sposobów na życie: uciekać od kwaśnego, podążać za słodkim, unikać mrozu, przytulać się do ciepła, gdzie drży – skurczyć się, gdzie stabilnie – rozłożyć się jak na plaży. To im wystarcza, a resztę zapewnia środowisko. Bo reszta „sztuczek” jest potrzebna do przeżycia, tyle że prymitywny organizm jest „dzieckiem” swojego środowiska i sztuczki ma w rodzicielskim pakiecie, stąd w ogóle jest i trwa.
Im bardziej złożony i rozbudowany organizm – tym więcej zna sztuczek, tym mniej potrzebuje od swojego środowiska. Uniezależnia się.
Człowiek prawie w ogóle nie potrzebuje środowiska z jego dobrodziejstwami: on sobie kształtuje własne, całkiem sztuczne, całkiem „autorskie”. W tym sensie zabawy ekologów wydają się pocieszne, choć mają rację w jednym: ta zabawa Człowieka z Eko-zasobami ma drugie dno, Człowiek sam siebie też przez to przeinacza, i nikt nie powie na pewno, czy robi to na swoją chwałę, czy na zgubę.
Tak czy owak – milion sztuczek na przeżycie – to dla człowieka niewielki Pan Pikuś. Mamy ich miliony na każdy przypadek, na każdą okazję. Mamy te sztuczki – w coraz większym asortymencie – na siebie samych.
I tego się właśnie obawiam.