Jan "Myslnik" Herman

Teatrzyk i obowiązek. O czym się mówi we foyer

2011-11-15 20:13

 

Niczym stary belfer próbuję w różnych rozmowach wytłumaczyć, co ma piernik do wiatraka, czyli dlaczego to, co się dzieje na scenie politycznej (w nawie publicznej) – dotyczy nas bezpośrednio i cieleśnie, nie możemy zatem sobie powiedzieć „nas polityka nie obchodzi”.

 

Wyobraźmy sobie zatem miasteczko, które składa się wyłącznie z trzech części: Wytwórnia, Teatr i Osiedle.

 

Wyobraźmy sobie, że z każdej uliczki Osiedla jeden z nas „idzie w dyrektory”, czyli współ-zarządza Wytwórnią, a drugi (z każdej uliczki) „idzie w politykę”, czyli zostaje ministrem, prezesem, posłem, wojewodą, itd., itp.

 

Co dzień rano pustoszeje Osiedle: większość idzie do Wytwórni wylewać swój pot, a z każdej uliczki jedno zmierza do Zarządu, drugie do Organu-Urzędu.

 

I teraz zaczyna się polityka.

 

Wszystko, co wytworzyliśmy w trudzie i znoju – jest wysyłane do Teatru. I czeka na wieczorne przedstawienie. My zaś wszyscy mamy po „fajrancie” do wyboru: albo idziemy do Teatru robić za widownię, albo wracamy do domu. Przy czym wszystko, co dotyczy Osiedla i Wytwórni – rozegra się za chwilę na scenie.

 

Ci co poszli do teatru – widzą na scenie wszystkie dobra, wartości i możliwości, które dziś wytworzono. Widzą też na scenie tych, co „robią w polityce”. Co to znaczy: „robią”? Otóż przebierają w dzisiejszych dobrach, wartościach i możliwościach, mówiąc: jedna mnie, jedna tobie, to Menedżerom za zasługi, to dla ludzi „na życie”, tamto dla Wytwórni, a to dla Osiedla. I jeszcze to i owo niektórym na zachętę, albo żeby nie szemrali. Może coś jeszcze na zapas, na trudniejsze czasy.

 

W pierwszych rzędach siedzą Współ-Zarządcy. Mają blisko, podpowiadają Politykom, targują się z nimi. Pozostali zasiadają w dalszych rzędach, komentują, zgłaszają. Ich komentarze i postulaty są gwarne, ale słabiej słyszalne niż to, co dociera z pierwszych rzędów.

 

W przerwie spektaklu mamy herbatkę we foyer (po angielsku: lobby, prawda że ładnie?). Zarządcy z Politykami wyjaśniają sobie niektóre sprawy szeptem, czego nie mogli mówić z pierwszych rzędów, bo Publiczność patrzy i słucha. Szeptem czasem można dużo więcej załatwić, ale jakby jeszcze było mało – są pomieszczenia dla VIP-ów, tam już Publiczność zupełnie nie wie, kto, z kim, kiedy, za co.

 

Oczywiście, antrakt służyć może też Publiczności: ten się przygarnął do jakiejś grupki polityków i Menedżerów, tamten głośno wyrzeka, ktoś się wkręca, ktoś donosi. Pod koniec przerwy Publiczność podpisuje się pod listą wyborczą: na niej są spisani dotychczasowi Aktorzy i ewentualnie adepci. Kto tę listę sformułował? Na pewno nie Publiczność. Jedni się podpisują, inni mają w nosie.

 

Druga część wieczoru, po „demokratycznym” tyglu we foyer, sprawnie zmierza do finału, jak zawsze szczęśliwego. Dobra podzielone, wartości uświęcone, możliwości rozdysponowane. Wedle tego, kto jak blisko był sceny, kto jak podczas antraktu zdołał swoje racje wygłosić i przeforsować. Brawa, wracamy na Osiedle. Ci co nie interesowali się spektaklem, dowiedzą się rano z ogłoszenia, ile im zostało z owoców wczorajszej pracy.

 

Niektórzy z Osiedla próbują rozmaitych wymiennych transakcji sąsiedzkich i świadczeń wzajemnych, a także samopomocy. Ale to jest zakazane, pod srogimi karami. Wszystko ma być załatwiane w Teatrze!

 

I tak to z dnia na dzień się dzieje. Co prawda, między Aktorami robiącymi w Polityce nie zawsze panuje zgoda, Menedżerowie nie zawsze są fachowcami, Publiczność nie co dzień dopisuje – ale spektakl wciąż trwa i trwa.

 

Zapytacie, po co w tym miasteczku Teatr, po co tam wozić z Wytwórni całodzienny urobek? Ano, to pytajcie, ale podczas spektaklu. Bo jak nikt nie będzie do Teatru chodził – to Politycy i Menedżerowie sobie i tak poradzą. Nawet lepiej niż z Publicznością.

 

 

Czy jest tu jakiś scenarzysta? Toż to trzeba wszystko do poprawki!

 
 
 

Wyszukiwanie

Kontakty

Pasje-moje