Jan "Myslnik" Herman

Klarowanie mapy politycznej

2010-11-23 12:31

 

Mój poranny tekst o monopartyjności polskiego „rynku politycznego” został w komentarzu opatrzony powątpiewaniem: „wielopartyjność nazywasz jedynowładztwem – ciekawe, ale nudne…”. Jestem wdzięczny Zet Over’owi za dociekliwość, która mnie zainspirowała. Zamieściłem zatem odpowiedź:

 

Tak, pozorną wielopartyjność nazywam jedynowładztwem. Opisuję to w notce Jedynowładztwo (patrz: tutaj), przepraszam, jeśli niewyraźnie.



Polska polityka to nie jest (demokratyczny) tygiel idei i równoprawnych ugrupowań politycznych za ideami stojących, tylko dzieli się dość klarownie na "górę" samodzierżawia i "doły" poddanych, którym wmawia się, że są obywatelami, suwerenami, podmiotami polskiej polityki.



"Górę" obsługuje wszystko, co można zmieścić w słowie APARAT (albo Ultragospodarka, polecam notkę „Rachunki uproszczone” – tutaj), do tego Hufce Multi-Usługowe: "ekspercka" inteligencja oraz janczarzy-władykowie, gotowi za posady oddać życie na usługi Jedynowładcy (porównaj: tutaj).



To prawda, o dominację nad Aparatem i Hufcami - w całości lub wycinkami - walczą niezależne i równe wobec prawa podmioty polityczne(nie tylko partie, ale - niezależnie od tego kto jest u władzy - Aparat i Hufce reprezentują "sznyt" zwany nie wiedzieć czemu Liberalizmem czy jakoś tak. I ten sznyt sprzyja jawnie jednemu suwerenowi, a ten rozgrywa jak "swoje", choć to jest publiczne akurat.



Pisałem o tym wielokrotnie przez ostatnie pół roku, w dziesiątkach rozmaitych notek, zasypując Internet swoimi uwagami. Rzeczywiście, to może być nudne.

 

 

*             *             *

Pomyślałem, że tłumaczenie się z poglądu-tezy o jedynowładztwie w Polsce dobrze będzie zacząć od przytoczenia kilku wikipedyzmów:

 

Koteria — grupa ludzi i środowisk powiązanych ze sobą wspólnymi interesami, popierających i broniących się wzajemnie, których celem jest trwanie na różnych poziomach i wymiarach władzy.

 

Cechy funkcjonowania koterii:

  • ukierunkowanie na własne, egoistyczne cele, często wbrew interesowi ogółu społeczeństwa;
  • wywieranie pozaprawnego wpływu na działanie struktur publicznych;
  • nadużywanie stanowisk;
  • intrygi;
  • nepotyzm;
  • niedopuszczanie i eliminowanie z życia publicznego osób niewygodnych.

Inne określenia: sitwa, „układ”.

 

Kamaryla (z hiszp. Camarilla - 'mała sala', w domyśle: 'prywatny pokój króla').

1 Grupa dworzan lub faworytów otaczających króla lub władcę. Zwykle nie zajmują oni żadnego stanowiska w oficjalnej strukturze władzy, jednak wpływają na władcę w sposób nieformalny. Dzięki temu mogą uprawiać politykę i snuć intrygi, nie ponosząc jednocześnie odpowiedzialności za efekty swych rad.

2 Określenie o wydźwięku pejoratywnym, oznaczające klikę wykorzystującą swe stanowiska (najczęściej polityczne) do budowania własnej strefy wpływów, nierzadko przy wykorzystaniu intryg i kłamstw.

 

 

Nomenklatura partyjna - najogólniej oznacza pracowników aparatu partyjnego oraz mianowanych przez władze partyjne urzędników i funkcjonariuszy państwa, organizacji społecznych i administracji przemysłowej.

W żargonie partyjnym nomenklatura oznaczała sformalizowany ściśle system mianowań na stanowiska. Mówiono np., że stanowisko majstra czy kierownika wydziału w zakładzie pracy jest w nomenklaturze Komitetu Zakładowego PZPR (o zatrudnieniu konkretnej osoby decydował Komitet Zakładowy PZPR, w praktyce zaś jego I Sekretarz); stanowiska wyższe były w nomenklaturze wyższych instancji partyjnych (one decydowały o ich obsadzie).

 

O objęciu najwyższych lub szczególnie ważnych stanowisk państwowych, społecznych lub gospodarczych (spis zawierał około 300 tysięcy takich stanowisk) decydowały Wydziały KC lub nawet Sekretariat KC albo Biuro Polityczne (były one "w nomenklaturze KC"). Z reguły decyzję przygotowywał formalnie Wydział Kadr KC.

 

W nomenklaturze Sekretariatu KC były np. wyższe stanowiska kierownicze w prasie centralnej, radiu i telewizji, stanowiska dyrektorów i zastępców dyrektorów departamentów w ministerstwach; o obsadzie stanowisk ministerialnych decydowało Biuro Polityczne.

 

Warstwa ludzi, zwana potocznie nomenklaturą, miała szereg niedostępnych dla innych przywilejów - bardzo zresztą formalnie zróżnicowanych, od nieznacznie lepszych warunków wczasów, po specjalne kliniki, sklepy i inne dobra.

 

Klika w socjologii oznacza małą podgrupę osób, znajdującą się na obszarze większej grupy, wśród członków której istnieją silne więzi oraz zazwyczaj jasno sprecyzowany cel, wartości i normy, które nie są tożsame z celami, wartościami i normami całej grupy. W socjometrii jest to podgrupa osób dokonująca wzajemnych wyborów, lecz nie dokonująca wyborów wśród członków większej grupy, do której należy.

 

Klika jest to nieformalna grupa społeczna. Aby mówić o klice muszą być spełnione następujące warunki: konieczna jest grupa ludzi, która ma wspólny, nieformalny cel działania, członków kliki muszą charakteryzować szczególne właściwości psychiczne, jednostki tworzące klikę charakteryzuje swoisty stosunek do mienia społecznego, twierdzą, że jest niczyje i można z niego dowolnie korzystać, charakterystyczny jest instrumentalny, eksploatacyjny stosunek kliki do władzy,  uczestników kliki określa lekceważąco-pogardliwy stosunek do innych ludzi, aby klika mogła działać, konieczne są mechanizmy sprzyjające jej funkcjonowaniu i bezpieczeństwu.

 

Celem kliki mogą być pewne zyski lub zdobycie władzy. Członków charakteryzować może nieuczciwość, amoralność i bezideowość. Kliki czują się również bezkarne i wyznają zasadę "albo z nami, albo przeciwko nam".

 

Lobbing (z jęz. frankońskiego laubja i łac. lobium, lobia - krużganek, pasaż). Słowo lobby oznacza w jęz. ang. salę recepcyjną w hotelu lub parlamencie, stąd lobbying to dosłownie: "działalność wykonywana w lobby". Z czasem określenie to przylgnęło do praktyki kontaktowania się z decydentami politycznymi, szczególnie w lobby angielskiej Izby Gmin lub amerykańskiego Kongresu. Powszechnie lobbingiem nazywa się wywieranie wpływu przez zawodowych rzeczników interesów (lobbistów, lobbystów) na władze publiczne. Określeniem analogicznym do "lobbingu" i popularnym w Polsce w I poł. XX w. było "antyszambrowanie" (od antichambre: przedpokój). Każda dziedzina nauki inaczej postrzega zjawisko lobbingu, stąd wiele często odmiennych definicji.

 

Lobbing to zespół zgodnych z prawem czynności podejmowanych przez zarejestrowanego lobbystę działającego za wynagrodzeniem i w interesie osoby trzeciej (zleceniodawcy lobbyingu), w celu wywarcia korzystnego dla zleceniodawcy wpływu na prawotwórstwo lub decyzje organów państwowych, względnie samorządowych i innych. Lobbing może być wyłącznie legalny. Takie ujęcie wyklucza pojęcia "lobbing nielegalny", "czarny lobbing" itp. jako sprzeczne z istotną cechą lobbingu, jaką jest zgodność z prawem. Działania takie, jak: korupcja polityczna, łapownictwo, płatna protekcja są niezgodne z prawem i jedynie pozornie podobne do lobbingu. Wpływanie na decyzje polityczne we własnym interesie, często mylone z lobbingiem to w rzeczywistości: wykonywanie obywatelskiego prawa petycji do władz. Podstawą regulacji prawnej lobbingu są: obowiązkowa rejestracja lobbistów oraz obowiązkowe, regularne sprawozdania lobbistów z prowadzonej działalności.

 

Establishment (słownik Kopalińskiego) [wym. estäbliszment] pop. nazwa zbiorowa tych, którzy, sprawując władzę w W. Brytanii, uważani są (z niechęcią a. ironią) za ekskluzywną społeczność zawiadującą krajem, chcącą zachować swoje kryteria, prawa i przywileje (na ogół kosztem reszty ludności), społeczność, do której zalicza się cały dwór królewski, arystokracja, plutokracja i wszyscy, którzy mają władzę i wpływy w kulturze bryt., od reżysera film. do potentata prasowego. Etym. - ang. 'org. państwowa; instytucja; gospodarstwo; założenie' od establish 'zakładać, tworzyć; ustanawiać' ze śrdw.fr. establir 'jp.' od łac. stabilire 'jp.' ze stabilis, zob. stabile.

 

Establishment – to termin odnoszący się do grupy dominującej lub elity dzierżącej efektywną władzę lub kontrolującej organy władzy w kraju, w szczególności gdy postrzegana jako antyreformatorska. Jest często używany do tradycyjnie pojmowanej klasy rządzącej lub elity władzy i struktur społecznych, którymi sterują. Termin może być stosowany do opisu konkretnych, zakorzenionych struktur elity w poszczególnych instytucjach (aparatu), ale zwykle używany jest nieformalnie. Jest najczęściej używany w Wielkiej Brytanii, gdzie obejmuje czołowych polityków, wyższych urzędników, najważniejsze instytucje finansowe, i przemysłowców, prezesów BBC i Royal Court. Na przykład, o kandydatach na stanowiska polityczne często mówi się, że w celu pozyskania poparcia muszą zrobić wrażenie na "partyjnych elitach". W tym sensie termin został ukuty przez brytyjskiego dziennikarza Henry Fairlie, który we wrześniu 1955 roku w czasopiśmie London The Spectator zdefiniował sieci-grupy-układy prominentów-luminarzy jako "establishment".

 

"Establishment", nie oznacza jedynie centrów oficjalnej władzy, choć z pewnością część, ale całą „macierz” urzędów i stosunków społecznych, w których władzę sprawuje.

 

Termin ten szybko przyjął się w prasie w całym Londynie, a Fairlie stał się sławny. Termin ten okazał szybko przydatny w dyskusjach nt. elit władzy w wielu krajach i jest używany jako zapożyczenie w wielu językach. Socjologowie powiadają, że kto nie należy do "establishmentu", ten jest "Outsiderem”.

 

 

*             *             *

Jeśli skupimy naszą uwagę na obszarze rozpostartym między przytoczone wikipedyzmy (koteria, nomenklatura, klika, establishment, kamaryla, lobbing), to zauważymy, że w polskich warunkach jest ów obszar „zaludniony” przez ugrupowania polityczne. Ich polityczność (najczęściej partyjność) polega na dominacji nad Aparatem (Ultragospodarka: Administracja, Infrastruktura, Walory, Polityka) oraz nad Hufcami Multi-Usługowymi (inteligencja „ekspercka”, janczarzy-władycy drugich i trzecich szeregów). Dominację tę ugrupowania legitymizują „na siłę” poprzez kampanie wyborcze, podczas których potulnieją i wchodzą w mimikrę służebności wobec Obywateli, Społeczeństwa, Narodu, Kraju, Sprawy. Uzyskawszy wynik wyborczy – wracają do „normalności”, czyli robią swoje w zupełnej abstrakcji od obietnic wyborczych i rzeczywistych potrzeb powszechnych, obiektywnie – chcą czy nie chcą – zwracają się przeciw dopiero co „upodmiotowionym” Obywatelom, Społeczeństwu, Narodowi, Krajowi, Sprawom.

 

W swoich licznych tekstach podkreślam: co z tego, że formalnie mamy system wielopartyjny, skoro Aparat i Hufce są kulturowo (medialnie) i psycho-mentalnie zdominowane przez pokracznie wyłożony Liberalizm? Żelazne elektoraty (związane z Aparatem, Hufcami) niewiele różnią się w swoim myśleniu (może w szczegółach) od owego „szwungu” niby-liberalnego. Na transparentach mamy wielką rywalizację: Polska solidarna kontra przedsiębiorczość, sprawne państwo przeciw korupcji, związki zawodowe przeciw drapieżnym zyskom, rozwój duchowy przeciwko tumaniącej papce, menedżeryzm przeciw radom pracowniczym. Ale – niezależnie od tryumfatora kampanii transparentowych – praktyka jest podobna, zamknąć ją można od lat w różnych odcieniach polskiej Transformacji, „nieuchronnej” w pojęciu dowolnego ugrupowania.

 

To jest właśnie jednomyślność.

 

Wyrażam też swoje głębokie przekonanie, że pęczniejąca, dojrzewająca świadomość Szarego Ludu, iż jego nędza nie jest „sama z siebie”, tylko rodzi się i uciska nas na skutek konkretnych działań Aparatu i Hufców, pod światłym kierownictwem rozmaitych zmieniających się ugrupowań – ta świadomość zaowocuje czymś na kształt buntu Solidarności.

 

Solidarność to było przedsięwzięcie antysystemowe. Zrodziła się w zakładach pracy, co nas może mylić. Wtedy mieliśmy do czynienia z zatrudnieniem praktycznie 100%-towym, a zakład pracy załatwiał „za nas i dla nas” mnóstwo spraw życiowych, pozagospodarczych, dlatego nie wolno postrzegać Solidarności jako ruchu związkowo-strajkowego, tylko jako „powstanie ludowo-narodowe”. Dziś, w warunkach dużego bezrobocia (i wszelkich nędzo-podobnych wykluczeń) oraz potężnej emigracji „za chlebem i normalnością” – powstanie ludowo-narodowe zostanie uruchomione w społecznościach lokalno-prowincjonalnych, zarządzanych dziś przez „samorząd” terytorialny. Miejsce „świadomej awangardy” (wtedy – wolnych związków zawodowych) zajmą zapewne jakieś think-tanki pozarządowe, ale tylko te przejęte ideą samorządności i obywatelstwa, samoorganizacji i podmiotowości, świadomości swoich praw ludzkich i uprawnień obywatelskich.

 

Zwieńczeniem tego procesu będzie najprawdopodobniej bunt samorządów lokalnych zdominowanych co prawda przez koterie i kliki oraz nomenklaturę i kamaryle – ale uginających się pod ciężarem racji ludowo-narodowych reprezentowanych przez niosące sztandary zastępy pozarządowe.

 

Całość zaś uda się dopiero wtedy, kiedy oddolne ruchawki zostaną efektywnie wsparte przez sfrustrowanych radnych, wójtów i burmistrzów, którzy mimo chęci wyjścia naprzeciw potrzebom lokalnej ludności będą się szarpać w sieci ograniczeń narzucanych przez Państwo – Aparatowi i Hufcom.

 

Oto kuchnia tego, co nas czeka. Komentator „coopers” pyta: kiedy? Ano, dobre pytanie, ale ja już to niemal widzę.

 

 

 

 

Wyszukiwanie

Kontakty

Pasje-moje

Tematy do dyskusji: Klarowanie mapy politycznej

Nie znaleziono żadnych komentarzy.