Jan "Myslnik" Herman
Interteka
Interteka
Na sprawy Internetu spoglądam z wyższością człowieka, który 4/5 swojego życia przeżył bez szczególnej zażyłości z komputerem i jakoś żyje.
Dlatego wybaczą mi rówieśnicy mojego potomstwa, że mam podejście do sprawy nieco filozoficzne, choć zdaję sobie sprawę ze swoich komputerowo-aplikacyjno-softwearowo-internetowych niedoskonałości. I z wyżyn owej filozofii widzę rzeczy i sprawy takimi oto:
- Jeśli w ciągu kilkunastu najbliższych lat nie zostaną zdigitalizowane zasoby wszystkich wyobrażalnych bibliotek i muzeów (w tym zasoby trój-wymiarowe) – następne pokolenia inteligencji i młodzieży będą okastrowane o wszystko, co pozostanie wyłącznie w wersji papierowej lub plastycznej;
- Jeśli w ciągu kilku najbliższych lat nie zostaną zdigitalizowane dokumentacje lekarskie, ubezpieczeniowe, socjalne, edukacyjne, obywatelskie, itd., itp. – to instytucje nimi zarządzające staną się anachroniczne i porosną mchem, bo wszyscy interesanci zaczną szukać innych możliwości;
- Jeśli w czasie możliwie najkrótszym nie zostanie jakimś genialnym błyskiem rozwiązana kwadratura koła bazodanowego, czyli dylemat pomiędzy konieczną łatwością dostępu do wszelkich danych a równie konieczną rzeczywistą ochroną dóbr osobistych i intelektualnych oraz handlowych – to czeka nas na tym polu najpierw „bazarowa” wolna amerykanka, a potem totalitaryzm;
W tym sensie Internet – o którym pisałem już, że raczkuje zaledwie – ma ogromne zadania przed sobą. To co nas czeka porównywalne jest z zastąpieniem przecinek i traktów leśnych systemem drogowym, z zastąpieniem „kultury szałasu” kulturą urbanizacyjną. Tyle że na tamta robotę Ludzkość miała wiele czasu: jeśli ktoś nie ma dotąd autostrady, obok strat ma też ewidentne korzyści. Jeśli ktoś mieszka nadal nad Amazonką – to jednak uczestniczy w jakimś mikro-mainstreamie.
Nie da się nawet wyobrazić sobie gwałtownej prowincjalizacji wszelkich obszarów poza-internetowych, jak dziś jest w powijakach (bo i ten Internet – powtórzmy – raczkuje), a już widać różnice edukacyjne i kulturowe pomiędzy „cywilizacją komputera” a „cywilizacją ołówka”.
Piszę to dziś, zanim nie wygasły wielomiliardowe dotacje unijne na wyrównanie różnic pomiędzy Europą a sub-Europą, zwaną pieszczotliwe „nową Europą”.