Jan "Myslnik" Herman

Głos nieważny

2011-09-24 16:08

Idąc do głosowania, uczestniczymy w rzeczywistości (świadomie albo naiwnie) w przedsięwzięciu logistycznym zorganizowanym przez – działające wspólnie i w porozumieniu – kamaryle będące formalnie u władzy. Przypomnijmy, gdyby ktoś nie rozumiał poprzedniego zdania: kandydaci w ogromnej większości, właściwie poza nielicznymi wyjątkami, są „generowani” przez lokalne i centralne struktury partyjne, zatem już od zarania tkwią w „grzechu pierworodnym” klienckich stosunków wobec koterii i kamaryl, w zupełnej niemal abstrakcji od tego, co chciałby głosując wyrazić elektor.

 

Kiedy już – w sposób absolutnie pozademokratyczny, „za plecami” wyborców – zostaną owym wyborcom przedstawieni ich potencjalni „reprezentanci” (w rzeczywistości są to reprezentanci politycznych i gospodarczych oraz środowiskowych sił nacisku), są oni – wedle instruktażu centralnego, z okowami natury programowej, finansowej, nawet estetycznej – nasyłani na wyborców niczym akwizytorzy sprzedaży bezpośredniej, z zadaniem pozyskania tych wyborców za wszelką cenę, również za cenę obietnic, których nikt nie ma zamiaru spełniać, zgodnie zresztą z porządkiem konstytucyjnym.

 

Moim zdaniem kandydaci powinni „iść między strzechy” w fazie formułowania list wyborczych, zawierać z wyborcami konkretne umowy (poparcie za obietnice: niektórych ludność wygwiżdże), dokumentować te umowy choćby nagraniami, a po uzyskaniu wstępnego poparcia zgłaszać się do ugrupowań, w które wierzą, zastrzegając, że mają konkretne zobowiązania zawarte z ludźmi. Wtedy ugrupowania mogą jednych przygarnąć, innym odmówić, wtedy „odrzuceni”, ale chcący sprostać umowie zawartej wstępnie z wyborcami, mogliby się zrzeszać w komitetach niepartyjnych albo rejestrować indywidualne komitety (bez takich problemów, jakie miał Korwin-Mikke).

 

Głosowanie na konkretne partie i osoby w obecnych warunkach formalnych, obowiązujących – to praktycznie jest głosowanie na kilkunastoosobowe, a nawet kilkuosobowe drużyny przywódców partyjnych, bo przecież to oni będą trzymać w karbach kluby i koła poselskie, podpowiadać jak głosować, karać za nieposłuszeństwo, grozić nieprzyjęciem na listy w następnych wyborach (w moim przekonaniu wszystko niezgodnie z Konstytucją).  Nie mogę odnaleźć sensu w twierdzeniu niektórych optymistów, że kiedy głosują na konkretnego lokalnego kandydata, to on zdoła swoje przeforsować. To działa „odgórnie”, a nie „oddolnie”. Poza tym jaki on będzie miał interes  „trzymać z wyborcą” przeciw swoim liderom partyjnym, od których zależy jego kariera?

 

Nie wytrzymuje próby doświadczenia również pogląd, że popierając ogólny program partii, niejako wiemy, czego oczekiwać od „naszego”, konkretnego kandydata. Partie przecież robią w parlamencie to co chcą, a rząd – jeszcze bardziej, bez baczenia na programy wyborcze, na expose premiera, na opinię publiczną wyrażaną w mediach i na ulicach.

 

W tym sensie ani wola wyborcy (wg. Konstytucji – suwerena państwowego), ani jego głos nie są rzeczywistym wyborem, tylko przyzwoleniem na to, by owym wyborcą manipulowano wedle partyjnego widzi-mi-się. Konia z rzędem temu wyborcy, który ma poważne przesłanki by sądzić, że za jego głosem idzie polityczna wola wybranych, by realizować jego „oddolne” oczekiwania, nawet zagregowane, „uśrednione”.

 

Dziś oddajemy wszyscy głosy nieważne, w rozumieniu: GŁOSY NIEISTOTNE. Kiedy więc idziemy do głosowania, a tam mścimy się na ordynacji wyborczej kreśląc i wydziwiając – to formalnie jest to głos nieważny, ale sam akt głosowania służy nie naszej wszak sprawie.

 

Uwzględniwszy powyższe świadomy wyborca, nie mający ochoty na firmowanie wyborczego oszustwa, powinien przedstawić, świadomie, swój NIEGŁOS.

 

Wyborca bardziej obywatelski powinien wykonać przynajmniej ruch podstawowy: uruchomić lokalną zmowę i obrać wspólnie swojego kandydata niezależnego, swoistego MĘŻA ZAUFANIA, powierzyć mu kontrole nad tymi, którzy zostaną wybrani według obowiązującej, oszukańczej ordynacji. A nawet może się zrzucić i finansować takiego reprezentanta, rzeczywistego. I niech chodzi krok-w-krok za „posłem ziemi naszej”, śledzi jego działalność publiczną i osobiste wyskoki niegodziwe – ale i te godne osoby publicznej.

 

Cóż, postępujący wtórny analfabetyzm obywatelski, dzieło naszych elit i po trosze naszej własnej niechęci do pracy nad sobą – stawia powyższy koncept pod znakiem zapytania.

 

 

Wyszukiwanie

Kontakty

Pasje-moje

Temat: Głos nieważny

Nie znaleziono żadnych komentarzy.