Jan "Myslnik" Herman

Cud cudzego

2011-09-18 03:28

 

Wciąż od nowa przemyśliwuję, co miał na myśli nasz Nieskalanie Elegancki, kiedy obiecywał Polsce CUD. I do tego mówił, ze nań zasłużyliśmy.

 

Bo w słowie „zasłużyć” pobrzmiewają dwie przeciwstawne nuty: można zasłużyć, bo się jest zasłużonym, i ma się tytuł do nagrody od Losu albo od Nieskalanie Eleganckiego, można też zasłużyć, bo się było „nie-tego”, wtedy zasługuje się na karę.

 

Zasłużyliście sobie – słyszymy gdzieś w przekazie podprogowym spotu PO z roku 2007 – choć spot ten wychwala nas jako dzielny i mądry naród. Sprawdźcie sami: TUTAJ

 

Tym cudem, jakim nas ukarano, jest zadrwienie sobie z mistyfikacji, która pozwoliła bez skutecznego oprotestowania wprowadzić u nas kapitalizm z twarzą chciwca. System zorganizowanej chciwości (patrz: P. Dokćs, „Duch kapitalizmu…”) mamił nas takim oto etosem kapitalizmu: „kto jest pracowity, ten z czasem nagromadzi majątek, a jeśli dobrze nim zaryzykuje na własny rachunek – odniesie sukces rynkowy”. W tej redakcji oszukańczego, zwodniczego etosu pobrzmiewają wszystkie potrzebne słowa: pracowitość, własny majątek, ryzyko własne. Słowa te uzasadniają bogacenie się.

 

Czas jednak zdemaskował ten etos: jego dzisiejsza redakcja, prawdziwsza, to „kto jest sprytny i >dobrze notowany<, ten uzyska nieograniczony dostęp do nie swojego majątku, będzie ryzykował cudzym losem, więc zawsze wyjdzie na swoje”.

 

Oto prawdziwy powód, dla którego aktywność gospodarcza w Polsce jest zarazem – koniecznie – aktywnością polityczną, w kulturowej formule antyszambrowania po urzędach i organach. Czy to w geszeftach gminnych, czy w mega-deal-ach centralnych, zawsze (odkąd mamy transformację) chodzi o to samo: ty jako polityk umocuj mnie jako dysponenta majątku, ja zaś część tego majątku poświęcę na to, byś politykiem być nie przestał, a na reszcie się będę bogacił. Dziś nie mam nic, jutro obaj będziemy wielcy.

 

Nie praca własna ponad przeciętność, nie oszczędności rodzinne, nie talenty w ryzykownej grze rynkowej – tylko koneksje koteryjno-polityczne są źródłem większości dochodów, przy czym jedni wpisują się w to bez odrazy, inni zaś – bo muszą, bo uczciwy biznes nie popłaca.

 

Dobro wspólne (substancja społeczna) funkcjonuje dzięki naturalnej żywotności ekonomicznej. Ma zatem przesłanki do ciągłego odradzania się, nawet jeśli jest drenowane przez Państwo i Nomenklaturę. Notabene, legitymizacją Państwa i Nomenklatury jest mnożnikowanie, witaminizowanie, potęgowanie naturalnej żywotności ekonomicznej, ale tę uciążliwość dawno już sobie „na górze” darowano.

 

Istnieje Rynek Beznadziejnych Straceńców. Radźcie sobie, macie wolność, zapał, energię, talenty, własny wkład i wszystko, czego pragnęliście obalając poprzedni ustrój. Jak wam się nie uda – to macie pecha. Istnieje też „Rynek” Nomenklaturowy, żyjący w symbiozie z Państwem i Nomenklaturą: to co zostanie odessane z Substancji Społecznej, po potrąceniu „kosztów uzyskania” oraz „na życie” – przekazywane jest w formie beneficjów „swoim” przedsiębiorcom biznesowym, społecznikowskim i artystycznym. Ci więc mają politycznie, pozarynkowo gwarantowany sukces, zainteresowani są więc utrzymaniem politycznego status quo. Bo każdy „nowy” poprzewraca kadrowo Państwo i Nomenklaturę, odetnie „nas” od pięknie zawiązanych biznesów, projektów, inicjatyw, przedsięwzięć.

 

Kapitalizm to ustrój, w którym gra „rynkowa” idzie o stawki w postaci tytułów do ponadprzeciętnego dochodu. Tytułem do dochodu może być własna praca, własność fabryczki, lokata bankowa, czyjś weksel, akcje wielkiej korporacji. A kto powiedział, że tytułem do dochodu nie może być przynależność i dobre notowania w koterii, kamaryli? A kto powiedział, że zabroniona jest gospodarka, w której owa przynależność i dobre notowania są decydująco ważniejsze niż praca, akcje, weksle, fabryczka, lokata?

 

Jeśli w Polsce jest jakiś RYNEK, to na pewno nie jest to rynek przedsiębiorczości: tu już wszystko jest zabetonowane (patrz: Zatrzask Lokalny). Jedyne elementy rynkowe to te, które występują na pograniczu Przedsiębiorczości i Nomenklatury: to tu się zawiązują zmowy, „spółdzielnie”, małe geszefty i wielkie projekty. Kandyduję na wójta i chcę robić dobrze szwagrowi mającemu tartak – to mój program brzmi: będę wspierał rodzinę, bo rodzina ważna jest, będę też preferował materiały naturalne (np. drewno) a nie syntetyczne (np. plastik), bo naturalne materiały to zdrowe otoczenie człowieka. Albo kandyduję na ministra z nadania koterii medialnej – to mój program brzmi: będę rozwijał branżę informacyjną i medialną, bo człowiekowi należy się dostęp do rozrywki i kultury, do nowoczesnych urządzeń medialnych w domu.

 

Wyborco! Nie trzeba wielkiej przenikliwości i nie wiadomo jakich talentów detektywistycznych, wystarczy rozejrzeć się dookoła by poznać, na czym polega cud zapowiedziany przez Nieskalanie Eleganckiego: to cud zbudowany na cudzym! Cud odgórnie, politycznie, nomenklaturowo przyzwolony. Bo jeśli należysz do „swoich” – nie ma takiego złodziejstwa, które nie ujdzie na sucho, nie ma takiego cudzego, którego nie mógłbyś uczynić swoim. Ale jeśliś spoza „naszych” – spróbuj zawłaszczyć nie swój ołówek, pójdziesz siedzieć, a twoje papiery na wieczność będą śmierdzące.

 

Ten cud nie pozwala „wygrać” wyborów komuś, kto jest spontaniczny, wygrywają bowiem ci, którzy gwarantują geszeftom i mega-biznesom „rynkowy” sukces. Na tych warto stawiać totumfackim „kapitalistom”.

 

Marek Beylin (GW) w główce swojego artykułu pisze: kapitalizm zdaje się mroczną potęgą rządzącą losem jednostek i społeczeństw według niepojętych reguł. Jakich niepojętych, panie redaktorze! Szarpajmy cudze na sztuki, a potem się zobaczy – to reguła naczelna. Ubiera się ją w demokrację (czyli wyborcze „zatwierdzenie” dawno obranych kamratów), okrasza takimi hasłami jak wolność, siła twojego głosu, rynek, inicjatywa, przedsiębiorczość, sukces, asertywność (w wersji: tupet, bezczelność), inwestowanie w siebie. Nabierają się na to naiwni, którzy – przy odrobinie rozumu, który im odbiera przekaz medialny – mogliby swoją energię, zapał, oszczędności rodziców spożytkować dużo lepiej, a tak stają się karmą dla cynicznych graczy, mających gębę pełną „rynku” i podobnych ściem.

 

A teraz słyszymy to samo: jak nastaną „kaczory”, to rozwalą tak pięknie się mający CUD CUDZEGO, za to kiedy my zostaniemy u koryta, to już dziś wiemy (skąd?), że w 2013 skubniemy z Europy 300 miliardów złotówek. Dodamy do nich ze 200 złotówek publicznych – i się pokręci dalej, by żyło się lepiej. Na cudzym.

 

Nie, nie twierdzę, że kiedy precz wygoni się „tuskowców”, to ich następcy uczynią świat przedsiębiorczości bardziej rynkowym i przejrzystym. Twierdzę jednak, że sam akt ich odesłania poza Państwo i Nomenklaturę spowoduje paniczny „ruch w interesie”, który uchyli rąbka, ujawni to, co dotąd jest skrywane w szufladach i w cichych kuluarach wspólnot kompaniońskich, pod skorupą geszeftów i mega-biznesów. To, o czym wiemy, ale nie możemy nikogo na tym „nakryć”, chyba że się podsłucha jakiegoś pacana na cmentarzu, jak uklepuje polityczno-biznesowe transakcje.

 

 

Wyszukiwanie

Kontakty

Pasje-moje

Temat: Cud cudzego

Nie znaleziono żadnych komentarzy.