
Jan "Myslnik" Herman
Bjorgen
Polscy kibice Justyny Kowalczyk z oczywistych względów denerwują się, kiedy wygrywa Bjorgen. Z tekstu opublikowanego w Studio Opinii „Biegaczka czy pacjentka”, napisanego przez „doświadczonego” astmatyka: (por: tutaj):
„Mitem jest, to prawda, że osoby z astmą nie powinny uprawiać sportu i zażywać wysiłku fizycznego, a tylko odpoczywać, ale również mitem, chyba jeszcze większym, jest, że osoby chore na to schorzenie mogą ot tak, po prostu, robić rzeczy, które robi Bjorgen. Zwłaszcza, że zimne powietrze wymieniane jest w podręcznikach jako czynnik wywołujący u astmatyka atak. Bjorgen jawi się więc tutaj jako owładnięty pasją wygrywania, nieracjonalny robot poświęcający swoje zdrowie, któremu służy sztab lekarzy, który stanie na głowie, byleby ulubienica narciarskich aparatczyków była zadowolona.
I dlatego tak nas martwi ta dominacja Norweżki. No bo jeśli ktoś nie ma nogi, a tylko protezę, to może startować co najwyżej w paraolimpiadzie. Dlaczego zatem ktoś, kto – mówiąc obrazowo i humorystycznie- nie ma płuc, a tylko ich „protezy” w formie leków, dopuszczany jest do sportowego mainstreamu?
Bjorgen chciałaby być i chorą, i mistrzynią. I dążąc do tego sprawia, że sport przestaje być sportem, a staje się wysilonym ciągiem wymyślnych zabiegów”
Skomentowałem to krótko: „No, właśnie, wszystko gra. Tylko to, co teraz jest przedmiotem zawodów i widowisk - nie powinno już nazywać się sportem”.
W swoim innym tekście – „Od Hellady do żenady” piszę, że w Europie i w regionach świata pozostających pod Europy urokiem, że wszystko, co ufundowano wysiłkiem Hellady i co stało się udziałem Europy – zostało w tej Europie przenicowane, stało się czymś a’rebours.
Reklama stała się grą w durnia z telewidzem. Demokracja stała się zabawą elit. Sport stał się widowiskiem mającym ogłuszyć kibica i oderwać go od spraw poważnych. Ale nawet teatr, muzyka, edukacja, działalność wolontariacka („społecznikowska”), informacyjna i wiele innych – stały się biznesem, biznes zaś przeistacza się w środowisko polityczne. Pluralizm, prawa człowieka, prawo jako takie, państwo, obywatelstwo, samorządność – nic nie jest takie, jak się to przedstawia i jakie się wydaje. Jeden wielki galimatias, fałsz, hipokryzja.
Można próbować zakazać, wycofać się z tego, co wyrastając z lokalności i wspólnotowości – stało się zamaszyste i komercyjne, nieludzkie.
Można próbować chronić nazwy (takie jak SPORT dla określania tego, co oznaczały tradycyjnie, zmuszać organizatorów imprez sportowych do tego, by nazywali swoje imprezy używając innego słowa niż SPORT.
Albo dać się oszukać i biadolić nad Justyną Kowalczyk, która nigdy z Bjorgen nie wygra na serio, tak jak Bjorgen nigdy na serio nie wygra z Kowalczyk.
Bo to są dwie różne logiki. Wściubione do jednego nazewniczego wora.