![](https://d11bh4d8fhuq47.cloudfront.net/_system/skins/v8/50000024/img/illustration.jpg?ph=6ad4ff640d)
Jan "Myslnik" Herman
Audyt polityczny (2)
Przy okazji wyborczej toczy się jakaś chora dyskusja o przywództwie w partiach politycznych.
1. Tusk wydukał, że będzie po raz ostatni premierem, a Napieralski chce z PO wejść w koalicję, nawet bez Tuska;
2. PiS – powiadają – może byłby dobry, gdyby tylko Kaczyński odsunął się z pierwszego planu;
3. PJN przegrał – słychać – bo Kluzik-Rostkowska okazała się łapczywą blondynką;
4. Inne ugrupowania bez sukcesów (może poza korwinowcami i jurkowcami) – też na tę nutę;
5. Napieralski jest śmieciem, a przynajmniej Panem Nikt, który pogrążył SLD
6. Palikot – bez niego cała ta menażeria poselska nic nie zdoła w parlamencie;
7. I tylko PSL nie ujawnia, czy szuka nowego szefa (ale bywało, że szukało);
Mój komentarz do tego jest krótki: nad tym, w jaki sposób są zarządzane partie polityczne, nad tym, przez kogo są zarządzane – niech one sobie dyskutują, jeśli ich wola.
Ale co do tego mają wybory parlamentarne, tym bardziej samorządowe albo europejskie?
Otóż daliśmy się zwieść iluzjonistom, w tym sensie jesteśmy pacynkami w rękach majstrów od gier politycznych.
Zastanawiając się nad szefostwem w partiach nie zauważamy, że karty wyborcze posegregowane były według przynależności partyjnej, że nie wolno było postawić kilku krzyżyków na różnych kartkach partyjnych, choć na jednej – wolno było. Czyli głosowaliśmy na partie, a nie na kandydatów! Wbrew Konstytucji! Stąd przeszli do parlamentu niektórzy ludzie z bardzo niskim poparciem, ale mający nazwiska na „właściwych” listach, a ludzie z dużym poparciem na „nie biorących” listach nie mają szans! Rozumiecie? Pan w swoim sąsiedztwie dostał 10 razy więcej głosów niż tamta pani, ale na skutek „gry na topie” pan nie będzie parlamentarzystą, a tamta pani będzie! Pańscy sąsiedzi zmarnowali swoje głosy!
Nie zauważamy, że w parlamencie posłowie – każdy z osobna – nie stanowią po równo i niezależnie 1/460 składu Izby, tylko są zblokowani (pozakonstytucyjny Regulamin Sejmu) w kluby i koła, zajęte interesami partii, są zniewoleni, osobiście uzależnieni (składki, dyscyplina, obowiązki komisyjne) od szefów klubów partyjnych. Nie zauważamy, że na skutek konstytucyjnej patologii – mimo zależności partyjnej – nie odpowiadają w żaden konkretny sposób ani przed wyborcami, ani przed większością zapisów prawnych obowiązujących w Polsce.
W tych warunkach faktycznie wiele zależy od przywódców partyjnych. Ale to oznacza, że parlament jest rządzony przez kilka-kilkanaście osób! Pozostali to mięso, kukiełki.
Niech się partie zastanawiają, jaki szef byłby dla nich najlepszy, a jaki nie. ale nie mieszajmy do tego wyników wyborczych!
Czyli: wprowadźmy taką ordynację wyborczą, w której wyłanianie kandydatów, sukces wyborczy i odpowiedzialność parlamentarzystów (i radnych, przy okazji) zależy od rzeczywistych, niemalowanych wyborców, a nie od partyjnych kierownictw.
Ja myślę, że to jest proste. Chyba, że jako obywatele mamy co do tego mega-neo-totalitarną niemoc.
Myślę też, że skoro jest jak jest, a nie jest jak powinno być – to parlamentem rządzą nie interesy wyborców, tylko jakieś inne. Wyborcom nie objawiane, bo i po co?