![](https://d11bh4d8fhuq47.cloudfront.net/_system/skins/v8/50000024/img/illustration.jpg?ph=6ad4ff640d)
Jan "Myslnik" Herman
Agitatorzy
Do ordynacji wyborczej możnaby wprowadzić instytucję Agitatora. Zastąpiłaby ona kampanię medialną, związaną z działaniami Pi-aR i marketingu politycznego. Jaśniej: jestem zdania, że wszelkie elementy propagandowe polegające na wykupywaniu czasu antenowego, ogłoszeń prasowych, banerów internetowych i przestrzeni reklamowej w terenie powinny być zakazane dla ugrupowań biorących udział w kampanii wyborczej, a także dla „niezaangażowanych” inicjatyw na rzecz tych ugrupowań.
Traktuję ten pomysł jako uzupełnienie nowej koncepcji ustrojowej, prezentowanej wcześniej przeze mnie.
Współczesne kampanie wyborcze – co tu dużo gadać – mają szansę na sukces, jeśli ugrupowania i ich postacie zostaną potraktowane jak „towar”, w zupełnej abstrakcji od programów i podobnych „drobnostek”. Taki model ma tyle wspólnego z wyborem, ile wspólnego ma rozstrzygnięcie pomiędzy masłem i margaryną, zależne wyłącznie od siły przekonywania marketingowego.
W miejsce takiej, z gruntu fałszywej kampanii wyborczej, powinna funkcjonować wspomniana instytucja Agitatora. Na przykład – pospekulujmy – w każdym z okręgów wyborczych komitet wyborczy mógłby wystawić nie więcej niż 10 Agitatorów. Ich zadaniem byłoby przekonywanie „na żywo” przechodniów i uczestników zebrań do kandydatów i programów.
Agitatorem mógłby zostać również kandydat, a nawet przywódca ugrupowania politycznego ubiegającego się o sukces wyborczy, ale obowiązywałaby zasada, że jeden konkretny Agitator ma prawo pracować podczas kampanii w co najwyżej trzech sąsiednich okręgach wyborczych.
Pytanie – po co taka zmiana?
Odpowiedź: dla wyrównania szans ugrupowań o różnej sile „ekonomicznej”, a także dla uczynienia wyborów rzeczywistymi poprzez bezpośredni, żywy kontakt wyborców-elektorów z treściami oferowanymi przez komitety wyborcze.
I po to, byśmy nie wybierali „z telewizora”, tylko na skutek żywego kontaktu z tym, co reprezentują ugrupowania i ich kandydaci.
Agitatorzy rozpoczynaliby swoją pracę w dniu ogłoszenia terminu wyborów. Ich praca skupiałaby się na zbieraniu podpisów a następnie na przekonywaniu „sąsiadów” (stąd cudzysłów, bo wyobrażalne jest zatrudnianie Agitatorów spoza konkretnego okręgu wyborczego). Komisji Wyborczej (organu Państwa) nie interesowałyby tantiemy, honoraria i wynagrodzenia Agitatorów.
Wybory agitatorskie - to wybory samorządne.