Jan "Myslnik" Herman

A jakoby nie było

2010-11-30 09:03

 

Tyle dróg, a nie ma dokąd iść – to jeden z bon-motów nieodżałowanego Jana Himilsbacha. Wczoraj jego słowa się zmaterializowały w Polsce, jak długa i szeroka. I będą się materializować co dzień bardziej dosłownie.

 

To nie jest kwestia tych parunastu centymetrów śniegu. Bo gdyby to był wyłącznie taki problem – możnaby machnąć ręką. Tymczasem to jest sprawa zapaści – jeszcze nie nastąpiła, i to jest najgorsze – całej zmurszałej Infrastruktury, całej samozadowolonej Administracji (wszak już jest po wyborach, Święta idą), całej przeżartej (przejedzonej) sfery Walorów (budżety, fundusze, bankowość, ubezpieczenia, itp.), całej zblazowanej Polityki (tam tematem dnia były wczoraj listy otwarte, przecieki ujawniające to co i tak wiadomo od poliszynela, oraz co kto ma do kogo).

 

O tym, że Ultragospodarka (Administracja, Infrastruktura, Walory i Polityka porastają pleśnią i wietrzeją, kompletnie porzucone przez Państwo, że – zamiast mnożnikować to co zrodzi naturalna żywotność ekonomiczna – wisi swoim ciężarem odbierając oddech i krępując ruchy, unieruchamiając to, co powinno być oczywiste – o tym piszę „od zawsze”, a lubię przytaczać swoją niedawną notkę Rachunki uproszczone (patrz: tutaj).

 

Nie mam wątpliwości, że w ciągu tej zimy padnie ileś wodociągów, zawali się co najmniej jeden most i kilka dachów, podtopią się tysiące domostw i gospodarstw, pociągi będą chodzić wedle rozkładu „jak się uda”, prąd i ogrzewanie dotrze, jeśli akurat awarie to miejsce ominą, zamarzną dziesiątki osób wygonionych na margines, szalbierze zarobią spekulacyjne miliardy na usługach nadzwyczajnych, albo na lekarstwach – a politycy będą rozważać kolejne aferki i obrażać się jeden na drugiego.

 

Z tego wszystkiego wolę Kamaryland (patrz: tutaj), rządy lokalnych koterii, które przynajmniej zdają sobie sprawę z tego, co znaczy wstawać rano i pozamiatać, aby mieć święty spokój przez cały dzień na swoje własne kugle. Nie, tego też nie popieram, ale z dwojga złego - nich nachapie się znany mi sąsiad, który sie "załapał" w ostatnich wyborach, niż nieznany mi (poza telewizorem) magik, który już za chwilę w kolejnej kampanii wyborczej będzie mi serwował co tylko zechcę.

 

A najlepiej – żeby jednak zarządzanie nawą publiczną oparte było na Ordynacji Sołtysowskiej (patrz: Myślenie małymi porcjami – tutaj)

 

Życzę wszystkim, aby jakimś swędem ominęły ich  zimne kaloryfery, pociągi jadące 40 km "tylko" 3 godziny , odwołane różne ważne sprawy, zawalające się dachy, połamane na chodnikach nogi – i dziesiątki innych plag, których nie brakuje w Polsce, wiosna-lato-jesień-zima. Bo u nas, na zielonej wyspie, wszystko jest, a jakoby nie było.

 

 

Wyszukiwanie

Kontakty

Pasje-moje

Tematy do dyskusji: A jakoby nie było

Nie znaleziono żadnych komentarzy.